piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział II cz. 1

Morderczej walki z akapitami ciąg dalszy, a już myślałam, że sobie z nimi poradziłam.
Trochę mi zajęło napisanie tej części, nawet nie mogę powiedzieć, że nie miałam czasu, po prostu nie miałam siły i ochoty, ale przytargałam swoje cztery litery przed monitor i dałam radę.
Zostawmy na chwilę Sayvina i Nataku w spokoju, poznajcie Naomi.


* * *

  Są takie style a architekturze, których głównym celem jest sprawienie, żeby człowiek poczuł się mały i nieważny. Dziewczyna stojąca w holu siedziby Rady wcale nie potrzebowała jednak dodatkowych powodów, żeby czuć się mała i nieważna.
Ze zwieńczonych łukowato, ogromnych okien światło padało na marmurową posadzkę, której biel raziła oczy. Sufit w kształcie kopuły znajdował się wysoko, wysoko nad głową dziewczyny, przez co w środku budynek wydawał się jeszcze większy, niż kiedy człowiek patrzył na niego z zewnątrz.
  Ludzie czekający na umówione spotkania przestępowali z nogi na nogę, krążyli po holu lub przyglądali się ustawionym w dwóch równych rzędach rzeźbom albo freskom na ścianach. Naomi wiedziała, że godziny umówionych z urzędnikami spotkań były umowne i że ludzie spędzali w tej siedzibie nieraz cały dzień. Szanowane osobistości  były na wejściu witane i odprowadzane do specjalnych poczekalni. Tacy jak ona musieli sami się sobą zająć, póki nie zostawali wezwani.
Poszła za przykładem innych i zaczęła iść wolnym krokiem wzdłuż ściany, przyglądając się misternie wykonanym malowidłom. Patrzyła na obrazkowy zapis calanckiej wersji stworzenia ludzi. Według wyznawców Stwórcy, ich bóg, który narodził się setki lat temu i doprowadził do upadku Starożytnych, pięć razy próbował stworzyć ludzi, jednak oni cztery razy odchodzili swoją drogą i zapominali o nim. Naomi skrzywiła się mimowolnie. Nie znosiła tej calanckiej pewności siebie, tej ślepej wiary, że są jedynym słusznym ludem, a reszta świata to zwykli barbarzyńcy.
  Stąpała powoli, przyglądając się, jak Stwórca wydał na świat pierwszych ludzi. Istota o ludzkiej sylwetce, stworzona jakby z czystego światła, trzymała w rękach koronę. Stwórca miał być jakoby królem całego świata, a korona miała o nim przypominać. Kilka kroków dalej ci sami ludzie, o smukłych sylwetkach i czarnych włosach oddawali hołd ludzkiemu królowi, noszącemu marną podróbkę korony, którą na poprzednim fresku trzymał calancki bóg. To miało być jego pierwsze niepowodzenie - Yuanie oddający hołd swoim władcom i czczący ich jak bogów.
  Następna przedstawiona była druga próba. Stwórca w ręku trzymał ludzkie dziecko, które miało o nim przypominać, jako stworzone na jego podobieństwo. Na ścianie kilka kroków dalej ludzie oddawali cześć ludziom-bogom. Naomi prychnęła. Dźwięk odbił się od marmuru i zabrzmiał o wiele głośniej, niż powinien. Kilka osób obejrzało się na nią, a ona zawstydzona spuściła wzrok.
  Surogatka, która ją urodziła pochodziła z Calante, ale sama Naomi wychowywała się w Pa-Shi. Kochała kulturę Shian, chociaż miała wiele wątpliwości dotyczących ich religii. Nie zmieniało to faktu, że wszyscy Calantczycy, powtarzający bezmyślnie swoją historię o stworzeniu ludzi, nie mieli pojęcia o czym mówią. Shianie nie czcili ludzi, a bogów, którzy kiedyś chodzili po ziemi, by później ustąpić miejsca ludziom. Ułożyli się do wiecznego snu w rozległej dżungli, zajmującej większą część Pa-Shi, wspierając, w swym miłosierdziu, mieszkańców tych ziem. Dziewczyna poznała w ciągu swojego życie wiele wierzeń i religii i nie była już w stanie uwierzyć, że jedna z nich jest słuszna, czasem jednak wpojone przekonania dawały o sobie znać.
  Przeszła szybszym krokiem obok wizji powstania Doirtan, czczących bogów natury, i Harańczyków, wierzących w demony, czczących magię i wymarłe przed setkami lat kryształowe węże. Historia kończyła się powstaniem Calantczyków, którzy mieli pamiętać o mądrości, a z nią wiązała się pamięć o ich powstaniu i bogu.
  Wodziła wzrokiem wzdłuż tej artystycznej kroniki, zatrzymując się na chwilę przy obrazie przedstawiającym feniksa walczącego z kryształowym wężem, symbolizującego odwieczną niechęć i agresję miedzy Harah i Calante. Gdzieś w dalszej części spodziewała się znaleźć feniksa walczącego z gniadym rumakiem, wymyślonym przez Sclavenian patronem.  Odwieczna niechęć Calantczyków do Haran nie działała tego dnia na jej korzyść, podobnie jak, poniekąd trochę słuszna, niechęć do Sclavenian.
  Z rozważania wyrwało ją pociągnięcie za włosy. Obróciła instynktownie głowę, spodziewając się, że loki wplątały się w hafty sukni. Zdarzało się to ciągle, gdy nosiła ozdobne ubrania. Wiecznie stercząca burza miedzianych włosów, ni to prostych ni kręconych, nie współgrała z haftami i wyszywaniami.
  Naomi nie czuła się dobrze w takich sukniach, były ciężkie i niewygodne, jednak miejsce zobowiązywało do reprezentatywnego wyglądu, choć miała wrażenie, że osiągnęła odwrotny skutek. Po przejściu kilku ulic w ciasno przylegającym gorsecie, przykryta chyba tonami materiału, spociła się niemiłosiernie. Włosy pouciekały z koka i była zmuszona je rozpuścić. Uwolnione zdawały się żyć własnym życiem i uciekać we wszystkie strony, dodatkowo naelektryzowane  przez materiał sukni. Poza tym, dziewczyna uważała, że dekolt wyglądał śmiesznie, skoro zwyczajnie brakowało jej atrybutów, żeby go wypełnić. Jedyny nadmiar tłuszczu w jej ciele znajdował się w policzkach, które mimo osiągnięcia dojrzałości były niewiele mniej pucałowate, niż u dobrze odżywionego dziecka.
Kiedy zagarniała ręką włosy, ponownie poczuła pociągnięcie, tym razem z drugiej strony. Obróciła się, zaskoczona.
  Wyczuła w powietrzu znajome napięcie, napięcie towarzyszące używaniu magii. Dla człowieka wrażliwego było jak brzęczenie, którego nie słyszał, lecz czuł skórą.
Shian dygnęła.
  –  Książę Alain, książę Cuthbert – powiedziała, mając nadzieję, że nie robi z siebie idiotki.
Przed nią nie było nikogo.
  Mrugnęła.
  Efekt był tak natychmiastowy, że cofnęła się o krok. Oto przed nią stali dwaj dziesięcioletni chłopcy, ubrani w ciemnoniebieskie  płaszcze z drogiego materiału. W białych rękawiczkach, w błyszczących czarnych sznurowanych butach do połowy łydki, ze złotymi broszami w kształcie feniksa przypiętymi do piersi, wyglądali aż nazbyt reprezentacyjnie. Naomi uznała, że nigdy jeszcze nie widziała tak ładnych dzieci, a może to sama ich prezencja robiła na niej takie wrażenie. Poczochrane, nienaturalnie czerwone włosy gryzły się z resztą wizerunku chłopców.
  Byli praktycznie identyczni, mieli takie same, delikatne rysy twarzy, ciemne wąskie brwi. Dziewczyna miała wrażenie, że tylko w ich dużych brązowych oczach można było dostrzec różnice.
  Choć wiele razy gościła na dworach i w pałacach Calante, nigdy jeszcze nie miała okazji spotkać sławnych bliźniaków z Calante, najmłodszych synów calanckiego króla. Narodziny bliźniąt były zjawiskiem wyjątkowo rzadkim, więc lud zdziwił się ogromnie, kiedy książęta przyszli na świat. Same narodziny królewskiego potomka były tematem, który długo pozostawał na językach ludzi, co dopiero dwóch na raz.  Zaaferowanie tym zdarzeniem nie mogło się jednak równać temu, jak zareagował lud, kiedy wyszło na jaw, że książęta zaczęli używać magii mniej więcej w tym samym czasie, w którym nauczyli się chodzić. Większość ludzi miała do tego ambiwalentny stosunek, inni otwarcie mówili, że nic dobrego z tego nie wyniknie, jeszcze inni uznawali to za błogosławieństwo Stwórcy. Jakkolwiek miały potoczyć się losy bliźniaków, ich imiona zostały zapisane w historii, nim nauczyli się porządnie mówić.
– Jesteś magiem? – spytał jeden z książąt
  – Tak, panie. Jestem leczącym magiem z Pa-Shi
  – Widzisz, mówiłem ci – powiedział chłopiec do brata. Naomi miała wrażenie, że ten, który się odezwał miał większe oczy, błyszczące I pełne życia. Drugi książę kiwnął tylko głową.
  – Nazywam się Alain, a to mój brat, Cuthbert – powiedział – Wybacz nam nasze zachowanie, chcieliśmy tylko, tak jak ty, zabić czas.
  Naomi zawahała się, niepewna, jak zareagować. Dzieci czy nie, chłopcy byli członkami rodziny królewskiej. Magowie co prawda nie mieli możliwości dziedziczenia tytułów, a tym bardziej tronu, ponadto w Calante król pełnił funkcję głównie reprezentatywną,w rzeczywistości jego rola nie wykraczała poza obowiązki przeciętnego członka Rady.
  Spuściła wzrok, po raz kolejny tego dnia zastanawiając się, czy Silvia oddelegowując ją do podobnych zadań nie chce jej po prostu ukarać, czy jednak naprawdę wierzy, że Naomi w końcu zacznie stawać na wysokości zadania.
  – Jak ci na imię, pani? – ponaglił ją Cuthbert
  – Naomi, panie.
  Przed dalszymi niekomfortowymi interakcjami z królewskimi synami uratowało ją wołanie służącego.
  – Naomi z Pa-Shi!
  Dziewczyna wymieniła pożegnania z książętami i skierowała się w stronę gońca, przygotowując się na jeszcze bardziej niekomfortowe interakcje.

* * *

  Naomi została doprowadzona przed oblicze Rady, która obecnie składała się w ośmiu osób, lecz przy masywnym okrągłym stole siedziało tylko sześć członków. Brakowało króla i radnego reprezentującego krąg magów. Dziewczyna już wiedziała, że była na przegranej pozycji. Silvia jasno zaznaczyła, że największe poparcie dla jej sprawy zyskać będzie mogła ze strony króla.
  Shian z podniesioną głową usilnie wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w jeden punkt, usilnie starając się wyglądać na pewną siebie. Wiedziała, że wcale jej się to nie udawało.
  – Moim zdaniem – zaczął generał wojsk Calante – Cała ta sprawa jest poniżej krytyki. Wzywaliśmy do siebie Silvię, nie jakiegoś jej pierwszego lepszego pionka. Odeślijmy dziewczynę, skąd przyszła. Takie lekceważenie nie może przejść bez echa, ta kobieta jest bezczelna.
  Potraktowana tak, jakby jej nie było, Naomi nie reagowała. To była próba charakteru często stosowana na dworze. Mieli ją przestraszyć i zrównać z ziemią, a ona nie miała prawa się odezwać, póki nie zostanie jej udzielony głos.
  – To prawda. – W pomieszczeniu rozległ się piskliwy głos łysego kapłana, obecnej głowy zakonu. – Jej akcje można odebrać tylko jako zdradę. Powszechnie wiadomo, że przebywa w Harah, pertraktuje z harańskimi wężami, wcześniej jawnie przeciwstawiła się decyzji Rady o spacyfikowaniu buntu na zachodzie.
– Ale czy to nie dziwne?  – Do rozmowy włączył się królewski skarbnik. – Silvia nigdy nie  była przyjemna i ugodowa, ale jest patriotką. No i z tego, co pamiętam, nie sprzeciwiła się samej decyzji o stłumieniu buntu, a sposobu stłumienia, konkretniej, sojuszowi z Yuan.
  – Yuan jest naszym sojusznikiem I przyjacielem w trudnej chwili. Argumenty Silvii nie były przekonywujące, później zignorowała decyzję reszty Rady, w tym swojego króla. Gdzie tu patriotyzm? Nie możemy pozwalać, żeby uprzedzenia jednej osoby osłabiały cały kraj! – kontynuował generał.
  Kolejne głosy zaczęły dołączać do dyskusji.
  – Nie ma w tym momencie znaczenia, jakimi pobudkami się kierowała, tylko Stwórcy to oceniać. My musimy oceniać po czynach. Prawdą jest, że po szkodliwym doradztwie Silvia opuściła Calante i udała się do Harah bez przyzwolenia, reprezentując Radę jako jej członek, bez wiedzy reszty z nas. To niedopuszczalne.
  – A kiedy dajemy jej szanse na usprawiedliwienie się, nie stawia się osobiście!
  W tym momencie wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę Shian.
  – Powiedz nam, dziecko, czemu twoja pani przysłała ciebie, zamiast przybyć sama.
  Naomi nabrała powietrza, przygotowując się do recytacji. W takich momentach stawało się dla niej jasne, czemu to zawsze ona była wyznaczana przez Silvię do rozmów i pertraktacji. Doskonale potrafiła milczeć w chwilach, w których inni próbowaliby się bronić. Służyła tylko jako perfekcyjnie wyszkolona papuga, przekazując słowo w słowo to, co było jej powiedziane. Była chłopcem do bicia i listem w ludzkiej formie i czasem nie znosiła siebie za to.
  – Moja pani obawia się o swoje życie, które na dworze byłoby zagrożone.
  Jeden z radnych otwarcie się zaśmiał.
  – Twoja pani jest najbardziej niebezpiecznym, co kiedykolwiek przebywało w tym budynku – zapewnił.
  – Jednak przedstawiła Radzie informacje, które Yuanie przez wiele lat trzymali w tajemnicy. Opowiadała o wyszkolonych wojownikach, wyspecjalizowanych w zabijaniu magów, oddziałach nastawionych na ofensywę. Informacje pochodziła z pierwszej ręki, od uciekiniera z Yuan, który sam był w takiej jednostce szkolony. Moja pani przedstawiła szereg dowodów na to, że wasi nowi sprzymierzeńcy planują inwazję na szeroką skalę...
  – Zeznania jednego Yuana to żaden dowód – zauważył skarbnik.
  – Moja pani nie ma powodów, by kłamać. Cale życie spędziła w służbie Calante.
  – Ta jej przybłęda też nie ma, jak rozumiem? - wciął się kapłan.
  Naomi była jedną z tych osób, po których na pierwszy rzut oka widać zdenerwowanie. W takich chwilach sięgała po swój imponujący wachlarz odruchów nerwowych. Teraz desperacko usiłowała powstrzymać się przed każdym z osobna, starając się zachować spokój. Informator rzeczywiście był najsłabszym punktem w ich obronie. Naomi sama nie wiedziała, czemu Silvia uwierzyła Yuanowi. Teraz musiała zbić oskarżenia bez wyuczonej formułki.
  – Wszyscy wiemy, że Yuanie nie mogą opuszczać bez specjalnego pozwolenie swojego kraju. Wszelki handel między państawmi ma miejsce na granicy, cudzoziemcy też nie są tam wpuszczani. Kiedy wreszcie przedostał się do nas ktoś, kto nie jest na bezpośrednich rozkazach cesarza, powinniśmy chociaż wziąć pod uwagę, co ma do powiedzenia – wyjaśniła.
  – Nawet jeśli ten Yuan mówił prawdę, przeciętny żołnierz nie jest w stanie dokładnie ocenić strategii swoich zwierzników. Nie nam oceniać, jak trudne, czy może nawet nieludzkie, są szkolenia wojowników w Yuan, tak samo jak nie im oceniać, co robią ludzie w Calante. Silvia musi zrozumieć, że bez sojuszników nikt jeszcze daleko nie zaszedł, nie może odtrącać ręki podawanej całemu państwu ze względu na swoje własne uprzedzenia.
– Nie przyszliśmy tutaj roztrząsać kwestii już rozstrzygniętych, tylko po to, by zdecydować, co zrobić z twoją panią.
  Generał podniósł się, a zaraz za nim powstali pozostali członkowie Rady. Zwrócił się do Naomi.
– Mówisz, że Silvia nie ma powodów, by kłamać, ale wynika to z twojej naiwności, młoda damo. Zrobiłaby wszystko, żeby inni tańczyli tak, jak im zagra, a my nie możemy sobie pozwolić n to, by decyzje Rady zdominowała jedna osoba. Wnioskuję za odebraniem jej pozycji i przywilejów jej rodzinie. Poza tym, domagam się uznania jej za zdrajcę korony. Jeśli tak dobrze jej w Harah, to niech tam zostanie.

* * *

  Nikt nie eskortował jej do drzwi, sama się tam doprowadziła. Wyszła na świeże powietrze i odetchnęła głęboko.
  Naomi wiedziała, że Silvia uznała sprawę za z góry przegraną i wolała walczyć z innej pozycji, przeciwstawiając się Yuan nie jako członek Rady. Shian jednak w dalszym ciągu miała nadzieję na pokojowe zakończenie nie tylko hipotetycznego konfliktu z Yuan, ale także buntu Sclavenii. Miała wrażenie, że Silvia była jedynym radnym, który uznawał wiecznie sporny kawałek ziemi za niewarty zachodu. Mówiła Naomi, że Calantyczykom chodzi bardziej o dumę, niż faktyczne korzyści. Dziewczyna domyślała się, że nie uda się jej nic wywalczyć, ale nie spodziewała się jednostronnej decyzji o uznaniu jej pani zdrajcą korony. Po głosowaniu nie dano jej już dojść do słowa, nie udało jej się przekonać nikogo. Cała ta wyprawa okazała się tylko stratą czasu, nie udało jej się nawet dowiedzieć, czemu król był nieobecny, skoro odwołanie radnego wymagało obecności wszystkich pozostałych członków Rady.
  Shian ruszyła wzdłuż drogi prowadzącej do głównej bramy. Ogrody okalające budynek Rady były imponujące, ale jej niezbyt przypadały do gustu. Wolała przyrodę w dzikiej, nietkniętej ludzką ręką formie. Idealnie wymuskane żywopłoty i trawniki dawały wrażenie sterylności.
  Naomi podeszła pod główną bramę, przy której w cieniu drzew schowany był jej przyjaciel. Mijający go możni panowie i damy zerkali na niego ukradkiem, szepcząc komentarze na temat niecodziennego przybysza. Ponad dwumetrowy mężczyzna robił wrażenie, podobnie jak niewiele mniejsza od niego, przytroczona do pleców, glewia. Jednak to nie gabaryty Sitta był najbardziej charakterystyczne. Górujący nad ludźmi mężczyzna był pokryty od stóp do głów typowym harańskim strojem na pustynie, łącznie z osłoną na twarz. Jedynym elementem wystającym spod białego cienkiego materiału były różowe oczy. Towarzysz Naomi cierpiał na rzadką przypadłość, jego włosy były prawie kompletnie białe, a skóra nie mogła znieść słońca. Mimo oczywistych niedogodności z tym związanych, miało to też dobre strony. Sitt nie był najlepszym wojownikiem na świecie, ale prawdopodobnie najsłynniejszym, a żaden inny mąż nie budził w ludziach takiego strachu.
– Patrz, kto do nas wpadł – zwrócił się do Naomi, podnosząc rękę, na której siedział spokojnie kruk. Sitt mówił z dziwnym akcentem, który trudno było umiejscowić, jego przyjaciółka wiedziała jednak, że wynika z dzieciństwa spędzonego w Harah i wielu lat przeżytych w Calante.
Kruk wzbił się do lotu. Naomi wyciągnęła rękę, pozwalając, by się na niej usadowił.
  – Iwo – powiedziała – Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
– Miał ze sobą to – oznajmił Harańczyk, podsuwając towarzyszce zwinięty pergamin.
  Dziewczyna rozwinęła go, spodziewając się listu, ale okazało się, że był to portret młodego mężczyzny.
  – Kto to? – Spytała.
  – Nie mam pojęcia – odparł albinos.
  – Nie było żadnego listu, nic więcej?
  – Nie. Chyba czeka nas dłuższa rozmowa.
  Naomi skinęła głową, wymijając mężczyznę. Przeszła przez bramę i skierowała się w stronę budynku, w którym się zatrzymali. Nie była silna fizycznie i duży ptak szybko zaczął jej ciążyć, ale miała na to sposób. Sięgnęła do swojego źródła i wysłała małą ilość magii w stronę ręki. Lecznica moc odżywiła mięśnie. Shian nie była potężna, ale od dziecka uczyła się od rodziców, jak ze swojego daru korzystać.
  Miasto różniło się od tych, które znała z Pa-Shi. W jej rodzinnych stronach budowle nie były specjalnie zdobione a roślinności pozwalano panoszyć się, póki nie niszczyła budynków. W stolicy Calante, szczególnie na głównych ulicach, drzewa i krzewy były sadzone w odgórnie wyznaczonych miejscach i regularnie pielęgnowane. Drzewka sadza w równych odstępach, przycinane i kształtowane według ludzkiej woli obrazowały zamiłowanie Calantian do ustawicznego udowadniania, że są w stanie zapanować nad naturą i tym, co uznawali za niższe byty. Z kolei często odmalowywane, lśniące bielą budynki miały pokazywać ludziom wyższość mieszkańców stolicy nad resztą społeczeństwa. W Cefurze znajdowały się też biedniejsze dzielnice, ale dbano, by nawet one były w miarę reprezentatywne.
  Sitt przyspieszył I zrównał krok z Naomi.
  – Nie masz zamiaru opowiedzieć mi, co się stało? – zapytał.
  Dziewczyna westchnęła
  – Nie wiem, czy jest o czym opowiadać – mruknęła – Praktycznie ze mną nie rozmawiali, jednogłośnie wykluczyli Silvię z Rady i uznali ją zdrajcą.
  – Kurwa – zaklął albinos. Naomi rzuciła mu zniesmaczone spojrzenie, ale jej towarzysz wydawał się tego nie zauważyć.
  – Czyli nie ma już wstępu do Calante?
  – Ona I ktokolwiek kto wykonuje jej rozkazy.
– Chwila, czyli my też jesteśmy zdrajcami?
  – Nie ujęłabym tego tak. – Naomi skręciła w boczną uliczkę, opuszczając główną ulicę Cefuru. – Żadne z nas nie pochodzi z Calante, w przeciwieństwie do Silvii. Po prostu zakazali nam wstępu do kraju.
  Sitt parsknął.
  – To nie pierwszy kraj, który zakazał mi wstępu. Niedługo nie będę mógł legalnie nigdzie stać.

* * *

  Pokój, w którym się zatrzymali, nie był duży, ale schludny I przytulny. Znajdowały się w nim dwa wąskie łóżka, kominek, stolik i dwa krzesła.
  Ludzie zawsze przyglądali się im z zaciekawieniem, kiedy gdzieś się kwaterowali. Przeważnie brali wspólny pokój, tak było bezpieczniej. Jeśli nie było opcji wynająć sypialni z dwoma łóżkami, czasami spali na wspólnym. Naomi domyślała się, co myślą sobie ludzie, zdarzyło jej się też kilka razy dosłyszeć dywagacje na ten temat.
  Nigdy nie ubierała się przesadnie strojnie, ale mogła sobie pozwolić na ubrania, konie i nocleg dobrej jakości. Sitt czasami wyglądał i zachowywał się jak barbarzyńca, który dopiero co zszedł z gór, a Naomi przez calanckie pochodzenie brana była za umiarkowanie majętną szlachciankę. Kobiety, które napotykali w zajazdach, snuły nieraz romantyczne historie ich miłości, czasami sugerując ucieczkę szlachcianki podążającej za głosem serca, innym razem porwanie dokonane przez mężczyznę oszalałego z namiętności.
  Rzeczywistość była znacznie bardziej prozaiczna. Sitta i Naomi połączyła służba i szacunek do Silvii, znali się od lat. Ich relacje była całkowicie platoniczna, a ich uczucia podobne do tych, jakimi wzajemnie darzy się rodzeństwo.
  Sitt pierwszy wszedł do pokoju i od razu podszedł do okna. Musieli wypuścić Iwo przed wejściem, właściciel nie byłby zadowolony, gdyby próbowali wnieść do środka kruka.
  Naomi weszła i zamknęła drzwi w tym samym momencie, w którym ptak wleciał do środka. Kruk wylądował na podłodze i zaczął się zmieniać.
  Jednocześnie rósł, jego pióra skracały się, podobnie jak dziób, zmieniał też kolor, stopniowo się rozjaśniając. Skrzydła zmieniały się w ręce, pióra w skórę.
  Naomi odwróciła się plecami do istoty, która coraz bardziej przypominała człowieka, wiedząc, że Iwo po przyjęciu swojej prawdziwej postaci będzie kompletnie nagi. Sitt ściągnął z łóżka narzutę I rzucił ją chłopakowi.
  Zmiennokształtny złapał koc zręcznie. Nie był człowiekiem, a przynajmniej nie w ścisłym tego słowa znaczeniu. On i jemu podobni zamieszkiwali południowy kraniec kontynentu, żeby się do nich dostać trzeba by przemierzyć pustynię.
  Miał szeroki nos, którego końcówka przypominała bardziej nos psi, niż ludzki. Z daleka mogło się wydawać, że jego skóra była jasnoszara, ale w rzeczywistości był to kolor krótkiej gęstej szczeciny porastającej ciało chłopca. Duże, lekko odstające i ostro zakończone uszy poruszały się, obracając się w stronę napływających dźwięków.
  – Naomi! Sitt! – krzyknął radośnie.
  – Też się cieszymy, że cię widzimy – zapewniła Shian – Ale nie spodziewaliśmy się ciebie.
  Sitt ściągnął z pleców glewię i rzucił na łóżko, by po chwili opaść w ślad za nią.
  – Co to za dzieciak? – zapytał, wymachując portretem.
  – Iwo sam nie wie. Tylko, że mag I że Doirt. - Zniżył głos do konspiracyjnego szeptu. – Silvia kazała wiele lat obserwować. Raporty zdawać.
  Sitt uniósł brwi, zaskoczony.
  – Wiesz coś o tym? – zwrócił się do Naomi. Ta tylko powoli pokręciła głową.
– Jak długo? – spytał Harańczyk.
– Odkąd Iwo tu przybył. Raz w miesiąc.
– I nic o tym nie wspominałeś? – włączyła się Naomi.
  – Nie pozwoliła mówić.
  – A teraz już pozwoliła?
  Iwo rozszerzyły się źrenice.
  – No... nie.
  Sitt wpatrywał się w szczegółowy portret. Do Doirtu było daleko, ale lepsze to, niż siedzieć w tym wymuskanym mieście pełnym wymuskanych Calantczyków. No I chłopak nie powinien być taki trudny do znalezienia. W końcu ilu ludzi ma z przodu głowy włosy czarne, a z tyłu białe.
  – Będę potrzebował więcej informacji – powiedział.

4 komentarze:

  1. I co by tu napisać...?
    W sumie, to jestem ciekaw, o co w tym wszystkim chodzi. Na pewno Sayvin w jakiś sposób jest w to wplątany. Pytanie tylko: w jaki?
    Od strony technicznej nie mam nic do powiedzenia, bo w ogóle na to nie patrzę. Ot, czyta się bardzo fajnie i lekko, a to jest najważniejsze. ;)
    Pozdrawiam,
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się nie trzymać akurat tego długo w sekrecie. Czy wzrost aktywności oznacza, że wracasz do pisania? ;)

      Usuń
  2. Zmiennokształtni? Hmmm... Zawsze miałam do nich sentyment ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Późne komentowanie jednak ma swoje plusy. Po raz kolejny mam możliwość przeczytać rozdziały. :)
    W końcu pojawiła się damska postać! Naprawdę czekałam na to. Chociaż na razie nie ma w niej nic takiego, aby mogła stać się moją ulubienicą, to jednak nie mogę doczekać się, aby poznać bliżej Silvię. Zapewne jest to silna kobieta, z ogromną mocą. Przynajmniej tak sobie ją wyobrażam. :)

    OdpowiedzUsuń