EDIT z 20.05 - Żyję. The Cave też żyje. Sesja się zbliża a ja znalazłam pracę, na razie nie mam czasu i energii napisać cokolwiek reprezentatywnego. Obiecuję rozdział w lipcu, do tego czasu wyłączam się z życia blogowego.
* * *
Do Yuan przygnała go perspektywa szybkiego zarobku i niezdrowa ciekawość. Dzięki wygrywanym przez kilka lat z rzędu turniejom zdobył sławę, która pozwalała mu na przebieranie w ofertach... zleceń. Zaproszenie, które otrzymał podobno od samego cesarza, a w rzeczywistości od któregoś z jego zaufanych ludzi, było zbyt kuszące i zbyt niecodzienne żeby je zignorować. Eygon myślał, że praca na zlecenie Yuan może nie być taka zła, jak się wydawało.
Przeklinał teraz swoją tendencję do obierania drogi na skróty i niezwykły dla niego nagły przejaw naiwności. Założono mu obrożę, uwiązano do płotu, a w razie ewentualnej niesubordynacji wisiało nad nim widmo utraty w jego mniemaniu całkiem atrakcyjnej głowy. Wszystko to nie stanowiłoby problemu, gdyby miał szansę w jakiś sposób się z tego wyplątać, jednak szybko okazało się, że umowy zawarte z cesarzem na czas nieokreślony były dożywotnie, a śmierć ze starości raczej nie wchodziła w grę.
Mężczyzna leżał na trawię z zamkniętymi oczami, kiedy usłyszał kroki. Nie musiał otwierać oczu, żeby wiedzieć, kto przyszedł z wizytą. Jego pracodawcy nie chwalili się nim zbytnio, rozkazy zawsze przynosiła ta sama osoba.
– Masz zadanie – oznajmił przybysz.
Eygon otworzył oczy i spojrzał na jedną z największych współczesnych zagwozdek. Stojący nad nim młody mężczyzna, kilka lat od Eygona młodszy, był adoptowanym synem cesarza. Wedle wszystkich praw był Yuanem, ale wyróżniał się wśród swoich pobratymców. Z pochodzenia był Doirtaninem, przynajmniej w połowie. Jak na Doirtanina Osmond był za niski i zbyt smukły. Krótkie ciemne włosy, duże czarne oczy, gęste brwi i dobrze zarysowana szczęka były jednak typowe dla wyspiarzy. Cesarz miał wielu synów i wiele żon, ale doircka kochanka raczej nie wchodziła w grę. Częściowo dlatego, że kobiety wyspiarzy były niewiele mniej postawne od swoich mężów, przez co nie cieszyły się popularnością poza Doirtem. Chociaż może cesarz miał jakieś ciekawe skrzywienia. Zastanawiające było to, że wbrew wszelkiej logice mężczyzna nosił dorickie imię, jakby miało ono jeszcze podkreślać jego odmienność.
– Jestem zmęczony – mruknął Eygon.
– Od tygodnia nic nie robiłeś. Miałeś czas, żeby odpocząć.
Osmond nie lubił Eygona. Eygon nie lubił Osmonda. Mogłoby się wydawać, że Eygon jest w tej relacji na straconej pozycji, ale obrzydliwie odpowiedzialny i bezinteresowny syn cesarza nie pozwalał, by takie rzeczy jak własne sympatie czy antypatie wpływały na jego osądy. Poza tym ciężko było go sprowokować. Eygon mógł sobie pozwolić na zadziwiająco wiele, pod warunkiem, że robił, co mu kazano.
– To kogo mam tym razem uciszyć?
– Bardzo zabawne. Tym razem wyruszysz dalej, niż zwykle.
Eygon nie był typowym najemnikiem. Nie wyżynał z wrzaskiem wrogów, nie był też cichym i skutecznym skrytobójcą. Dzięki swojej tendencji do nie przemęczania się wypracował swój własny styl walki, oszczędny w ruchach , nie wymagający dużego nakładu siły, nie zawsze dążący do śmierci przeciwnika. Stał się specjalistą od łapania ludzi żywcem. To właśnie dlatego wygrywał turnieje, w których śmierć konkurenta równała się dyskwalifikacji. Znacznie lepsi od niego wojownicy byli zagubieni, musieli się wstrzymywać i nie czuli się swobodnie. Eygon w takich konkurencjach czuł się jak ryba w wodzie i zdobywał nie do końca zasłużone tytuły. Wolałby nie spotkać większości ze swoich przeciwników w prawdziwej walce. Na jego umiejętności znalazł się duży popyt. Dodatkowo przydatne było jego podejście do sprawy. Kompletnie nie interesowało go, co taki pojmany osobnik ma do powiedzenia o kochankach, spiskach czy morderstwach. Uznawał, że to nie jego sprawa.
– Pojmaliśmy pirata z Calante. Przeklęty – Osmond wypowiedział to słowo z odrazą. Przeklęci nigdzie nie cieszyli się uznaniem, ale nienawiść jaką pałali do nich Yuanie była na zupełnie innym poziomie.
– W Doircie jest Yuan.
Eygon zmarszczył brwi.
– To znaczy zbiegły Yuan? To coś nowego.
– Przeklęty twierdzi, że jeszcze dwa dni temu był na wybrzeżach Doritu. Jego słowa miały niewiele sensu, ale pewne informacje, które nam przekazał sugerują, że sprawę warto zbadać.
– Jeśli nie jest zdrowy na umyśle, to po co go słuchać?
– Bo to nie pierwsze doniesienie o tym człowieku. Poza tym, jak mówiłem, ma informacje... Nie wiedziałby pewnych rzeczy, gdyby rzeczywiście go nie spotkał.
Eygon usiadł.
– Czyli ktoś biega po świecie i sypie z rękawa waszymi sekretami?
– Oczywiście, że nie. Nie dopuścilibyśmy do sytuacji, żeby ktoś... mógł zaszkodzić bezpieczeństwu naszego kraju. Chcemy wiedzieć, kim jest i co robi. Przeklęta magia jest niezbadana, może faktycznie zdarzenie miało miejsce niedawno. Mam dla Ciebie mapę z zaznaczonym miejscem, w którym ten człowiek był widziany, rysopis jego i jakiegoś maga, o którym mówił przeklęty, mogą podróżować razem, ale to nie jest pewna informacja.
– Nic tu nie jest pewną informacją - mruknął najemnik.
– Wyruszysz w ciągu godziny. W Kuang będzie czekał na ciebie statek.
– A co z magiem?
– Nie interesuje nas, ale... może mieć informacje, które mogłyby nam zaszkodzić.
Eygon spojrzał z politowaniem na Osmonda. Żaden był z niego czarny charakter. Jak długo utrzyma się na pozycji, która wymaga od niego brudzenia sobie rąk i nie oszaleje? Westchnął.
– Doirt jest strasznie daleko. Nie macie nikogo innego... – Eygon zamilkł, gdy usłyszał warkot. Obrócił głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
Kilka kroków od niego stało zwierzę. Co prawda mężczyzna nigdy nie był do końca pewny, czy naprawdę nim było. Nienaturalnie duży wilk siedział w bezruchu wpatrując się w najemnika żółtymi oczami. Z nastroszoną ciemnoszarą sierścią i wielką paszczą niewątpliwie pełną ostrych jak brzytwa zębów, wyglądał jak ostatnie, co człowiek chciałby napotkać w lesie.
– Nie mam czasu, żeby zabawiać cię rozmową - oznajmił Osmond.
Eygon podniósł się, nie spuszczając oczu ze zwierzęcia. Jak każdy Sclaven nie był ani trochę wrażliwy na magię, ale nie musiał być specjalnie obdarzony, żeby wiedzieć, że bestia nie jest normalna.
Cokolwiek stało się ze starożytnymi setki lat temu, wybiło też wszystkie zwierzęta magicznego pochodzenia. Chociaż ludzie zniknęli bez śladu, kości pradawnych stworzeń wciąż były znajdowane, podobnie jak przedstawiające zwierzęta malowidła. Nowe, rozwijające się kultury odczuwały wielką potrzebę odróżniania się od oddzielonych morzami, puszczami czy górami sąsiadów, wybierając sobie magiczne zwierzęta na Patronów. Co prawda tylko Haranie czcili swoje kryształowe węże, w sumie ciężko im się dziwić. Większą część Harah pokrywa pustynia. Kryształowe węże może i miały wnętrzności jak każde inne zwierzę, ale ich łuski były drogocennymi kamieniami. Najmniejsze osobniki miały półtora metra średnicy, z jednego takie węża można było uzyskać niewyobrażalne bogactwo. Były źródłem utrzymania całego państwa, filarem podtrzymującym życie na tej wielkiej kupie piachu.
Feniksy Calante, smoki Doirtu i widmowe pantery Pa-Shi stanowiły tylko symbole, tak samo jak dla Sclavenów, dla których monumentalnych magicznych stworzeń zabrakło. Poza tym Sclaveni nigdy nie mieli nic wspólnego z magią. W tych krótkich okresach suwerenności maszerowali pod flagami przedstawiającymi konia. Wybór był ciosem w stronę Calante, symbol wolności był niemożliwy do wytępienia z krajobrazu. Flagi można palić, malowidła niszczyć, ale nie wybiliby wszystkich jucznych zwierząt w kraju. Poza końmi wszyscy Patroni już dawno odeszli z tego świata.
Dlaczego więc Eygon miał wrażenie, że patrzy prosto w oczy wilkowi widniejącemu na flagach Yuan?
Zwierzę podniosło się i okrążyło go powoli. Było niedużo niższe od średniego konia. Jego kroki nie wydawały żadnego dźwięku, nie pozostawiały śladów.
– W świetle ostatnich wydarzeń na arenie międzynarodowej niektórzy z nas zaczęli podawać w wątpliwość twoją lojalność – Osmond stanął przed Eygonem i spojrzał mu w oczy – Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie powinno to stanowić problemu.
Najemnik wstał.
– Możesz przekazać niektórym z was, że niektórzy z nas nie podejmują wszystkich życiowych decyzji na podstawie tego, gdzie leży kawałek ziemi, na którym się urodzili – powiedział, odchodząc.
Ostatnio zauważam zbyt wiele podobieństw i to nieświadomie. Np. pierwszy odcinek serialu "Wikingów" jest bardzo podobny do pierwszego odcinku serialu "Gra o Tron".
OdpowiedzUsuńW obu serialach ojciec bierze syna na sądy. W obu serialach jest ścinanie komuś głowy i pojawia się ten sam tekst: "musisz patrzeć". Coś tam jeszcze było, ale nie mogę sobie przypomnieć.
Tutaj natomiast jest podobieństwo do dużej ilości gier fantasy chociażby. Jest główny bohater i jest wysyłany na niego skrytobójca tudzież "porywacz" w tym przypadku.
I żeby nie było, że jestem hipokrytą. U mnie też znalazło się takie podobieństwo ; ) I wcale to nie jest wada, bo w fantasy naprawdę niewiele nowego można wymyślić.
Dlatego tak bardzo lubię cyberpunk. Mogę kreować świat tak, jak tylko zechcę, bo to science fiction. I tak w jednym opowiadaniu cyberwszczepy są górą, tak w drugim na ten przykład grzebanie w genach jest codziennością. I tak dalej.
Nie wiem, czy jeszcze wrócę. Na razie okazjonalnie czytam sobie wybrane blogi.
A.J.
Nataku nie jest głównym bohaterem. Nakręcił spirale wydarzeń, ale niedługo przestanie grać pierwsze skrzypce. Częściowo dlatego, że lubię bohaterów dynamicznych, a on jest prawie niereformowalny, częściowo na potrzeby fabuły.
UsuńJeśli chodzi o konstrukcję fabuły zadaje sobie pytanie - co ktoś zrobiłby w takiej sytuacji. Nie potrafię znieść imperatywu i robienia z postaci na wysokim stanowisku debila, bo bohaterom musi się wszystko udać. Dla Yuan to standardowa procedura - jest problem, rozwiązujemy go jak najszybciej i jak najciszej. Czasem pewne wątki nie pojawiają się z powodu braku pomysłu i powtarzalności, a z przestrzegania zasad logiki. Po prostu trzeba je zaliczyć, żeby wszystko miało ręce i nogi. Ciężko mi co prawda bronić się przed takimi rzeczami bez spoilerowania. Czytelnicy uparcie zastanawiali się w komentarzach, czym jest sztylet. Historia oparta na walce o potężny artefakt jest dla mnie boleśnie oklepana, ale nie mogłam wstać i powiedzieć, że sztylet pełni rolę trzecioplanową. Dzięki temu kiedy utonął, ludzie byli zaskoczeni i zastanawiali się - to co w takim razie dalej? Tak samo teraz nie mogę powiedzieć, po co mi wątki Eygona i Sitta. Na swoją obronę mam tylko, że nie lubię utartych ścieżek i trzeba mieć do mnie pewną dozę zaufania ;)
A tak nawiasem, ja też znacznie lepiej znajduje się w sci-fi niż w fantasy. Fabuła do The Cave tworzyła się jeszcze w czasach, kiedy wolałam fantasy i zbyt dużo czasu nad nią spędziłam, żeby rzucać ją teraz w kąt. Odbija się na niej co prawda piętno młodego wieku, w którym zaczęłam o tym myśleć i teraz usilnie tępię wszystkie oznaki naiwności, którymi była przesiąknięta. Za porządne science fiction zabiorę się, jak skończę The Cave.
Jakieś nienormalne stworzenie wyglądające jak wilk, ale sporo większe? Czyżby wilkołak?
OdpowiedzUsuńHej, Neko.
UsuńPrzeczytałam Twoje komentarze i cieszę się, że się podoba. Szczególnie teraz, kiedy panuje tutaj przestój. Na razie jak widać życie poza internetem daje mi się we znaki, ale powoli wygrzebuję się ze stert obowiązków i dalej planuję powrót w lipcu.
Wilkołak? Nie sprzedaję żadnych spoilerów, bo to nieładnie, ale powiem tylko, że nie kocham wykorzystywania wyświechtanych motywów, a jeśli już jakieś biorę (tacy magowie, czy klątwy), to przerabiam je po swojemu ;)
Nie wiem dlaczego, ale kiedy przeczytałam pierwsze zdanie, to jakoś imię Eygon skojarzył mi się z magiem albo z uczonym. Tak, po prostu. Wojownicy zawsze budzili we mnie sympatię, zawsze kojarzyli mi się z beztroską, zabawą i wspaniałymi umiejętnościami. I taki właśnie wydaje mi się Eygon. Spodobała mi się jego postać, szczególnie jego ostatnie zdanie. Bardzo zapadło w pamięć. Widać, że politykę ma w największym poważaniu, a robi to tylko, bo musi. Inne odczucia mam do Osmonda. Skojarzył mi się z takim obślizłym, zdradzieckim wężem. Aż nie przyjemnie jeśli sobie o nim pomyślę.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój wydarzeń. I cieszy mnie, że pojawia się coraz więcej bohaterów, ale obawiam się, że będę musiała zrobić sobie jakąś listę, aby sobie wszystkich poukładać i kim są, bo łatwo można się potracić. A może zrobisz taką listę w menu dla ułatwienia? :)
Przyznam się bez bicia, że Eygon to mój personalny faworyt, chociaż uwielbiam ich wszystkich,
UsuńTylko ten Osmond. Chyba kompletnie nie wyszło mi wprowadzenie go jako postaci. W sensie, każdy ma swoje preferencje i rozumiem, że nie trzeba go lubić, ale zdradzieckość kompletnie nie leży w jego charakterze. Jeśli miałabyś chwilę, to czy zechciałabyś wskazać mi fragmenty, które to sugerują? Koniecznie muszę to poprawić, bo jeśli robi takie pierwsze wrażenie, to jego późniejsze wystąpienia staną się dla mnie problematyczne, bo nie będą trzymały się kupy, będzie to wyglądało jak niekonsekwencja. Kurna, wydawało mi się że teksty takie jak ,,obrzydliwie odpowiedzialny i bezinteresowny syn cesarza nie pozwalał, by takie rzeczy jak własne sympatie czy antypatie wpływały na jego osądy'' albo ,,Żaden był z niego czarny charakter. Jak długo utrzyma się na pozycji, która wymaga od niego brudzenia sobie rąk i nie oszaleje?'' przedstawiają sytuację jasno... Przejrzę to wszystko sama jeszcze raz pod tym kątem, ale gdybyś zwróciła mi uwagę na te fragmenty, które sugerowały jego dwulicowość, to byłabym wdzięczna. Czy to przez obrzydzenie do przeklętych, flegmę z jaką się wypowiada, czy hipokryzję (niechęć, z jaką brudzi sobie łapki, ale i tak to robi)? Osmond nigdy nie stał obok świętego, ale miał być raczej pozbawionym silnej woli służbistą, który ma problem z uruchomieniem własnego sumienia i samodzielnego myślenia, niż żmiją.
No i te postaci. Powiem Ci - myślałam nad tym. Na razie jest Sayvin, Nataku, Naomi, Sitt, Alain, Cuthbert, Iwo, Eygon i Osmond, a to dopiero drugi rozdział. Tylko że nie mam pojęcia, co miałabym tam napisać. Bo nie będę opisywać charakterów (muszą wynikać z tekstu), wygląd na nic się nie przyda, a jeśli chodzi o ich przeszłość czy nawet rolę, to niektórzy z nich mogą mieć jeden czy dwa sekrety w zanadrzu, którymi niekoniecznie chciałabym się dzielić. Myślisz, że wystarczy napisać, że Eygon jest najemnikiem czy że Alain i Bert to królewscy synowie?
Ale jakby co, będę dawkować wprowadzanie nowych postaci. Na razie stopujemy z nimi, będziemy przez chwilę kręcić się wokół tych, które poznaliśmy do tego czasu.
UsuńNiczego nie poprawiaj! Może tylko ja miałam takie wrażenie, a jeśli mówisz, że nie leży to w jego naturze, to nawet dobrze. Będzie to dla mnie pozytywne zaskoczenie, że jednak się myliłam. A fragmenty, właśnie podałaś je sama: jego wypowiedzi, jego odnoszenie się do innych. To tak jakoś sprawiło we mnie niechęć. Ale mówię, niczego nie zmieniaj, bo jest dobrze. :)
UsuńCo do spisu, to właśnie tak jak zaproponowałaś: Imię - kim jest i może skąd pochodzi? To również by ułatwiło czytanie. Dla przykładu podaję spis postaci z serii Assassin's Creed, który pomaga w czytaniu i zorientowaniu się, nie mówiąc dużo o postaci:
http://www.tinypic.pl/igsqq9wnba3v
Dziękuję za pomoc. W drugim tygodniu lipca dodam i spis i nową część ^^
UsuńDopiero? No dobra, wiem, że masz swoje sprawy i absolutnie nie chcę cię poganiać, ale nie wiem jak uda mi się to wytrzymać... Może przeczytam wszystkie części od początku...
OdpowiedzUsuńPochlebia mi, że aż tak czekasz na nowy rozdział. Niestety - obecnie czasu nie starcza mi nawet na obowiązki, co dopiero hobby. Kiedy tylko skończy się sesja siadam do pisania, obiecuję ;)
UsuńWidzę, że nadal pusto... No trudno...Jak masz trochę czasu, to wpadnij do mnie
Usuńdracorstory.blogspot.com
Trochę to trwało (uniżenie proszę o wybaczenie), ale zapraszam na ocenę Twojej historii na pomackamy.blogspot.com
OdpowiedzUsuń(ocenka numer 86).
Pozdrawiam!