wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział II cz. 3

            Jestem. Przepraszam za tak długą przerwę, ale sesja i praca w tym samym czasie to wystarczająco dużo, żeby człowieka wykończyć. Potrzebowałam trochę czasu, żeby wrócić do gry.            Uświadomiono mi, że sporo jest do poprawy i będę musiała do tego przysiąść, ale nie będę już zaniedbywać dodawania nowych części. Niestety, tę część piszę na gorąco i może znaleźć się w niej kilka błędów. Przepraszam, goni mnie stos terminów, a nie chciałam zostawiać bloga na aż tak długo.
            Zapraszam do czytania.

            Edit: Coś mi się stało ze spacjami w dialogach, ale jest północ, a ja muszę wstać rano do pracy. Obiecuję naprawić jutro jak tylko wrócę. 


* * *


            Drzwi zamknęły się cicho. Sayvin zaczekał, aż ucichnie odgłos oddalających się kroków gospodarza i usiadł ciężko na wąskim łóżku. Cały pokój był wąski i surowy, zupełnie inny od standardów, do których przyzwyczaił się Say. Poza łóżkiem znajdowało się w nim tylko krzesło.
            Chłopak z niechęcią zerknął na małe okno. Wyciągnął rękę w jego stronę, ale zmienił zdanie, cofnął ją i zacisnął dłoń w pięść. Naprawdę potrzebował chwili ciszy i spokoju. Zaczął zdejmować z siebie przemoczone ubrania i pogrążył się w myślach.
            Opuszczenie miejsca, w którym spędził całe życie, nie odbiło się na nim tak, jak się spodziewał. Zimno, wyczerpanie i nieustanne planowanie kolejnych kroków skutecznie odciągały jego myśli od przeszłości. Wspominaniu nie pomagało też to, że dni i lata monotonnego życie zlewały mu się w jedno.
            Ciszę zakłóciło ciche pukanie w okno. Mag westchnął. Wcale nie miał ochoty wstawać.
            Stukanie nasiliło się. Say wymruczał pod nosem przekleństwo i oparł się na łokciu, wyciągając długą rękę w stronę okna, przyjmując charakterystyczną pozycję człowieka usiłującego dosięgnąć czegoś bez ruszania się z miejsca. Odciągnął zasuwę, która zgrzytnęła zdecydowanie zbyt głośno. Chłopak zamarł na chwilę, nasłuchując, czy gospodarz nie zareagował.
            W tym czasie okiennice uchyliły się o po chwili towarzysz Sayvina wciągnął się bezszelestnie do małego pokoju. Kiedy tylko znalazł się w pomieszczeniu, natychmiast zamknął za sobą okno. W jego sprawnych rękach zasuwa nie wydała żadnego odgłosu.
            Nataku nie mógł pokazywać się ludziom. Wieści może nie rozchodziły się szybko, ale Doirtanie z północy nie wybaczali prędko i nigdy nie zapominali. Say i Nataku obrali trasę usianą małymi wioskami, z których niektóre nie posiadały nawet gospody. W takich wypadkach musieli szukać noclegu w domach uczynnych mieszkańców. Doirtanie nie byli złymi ludźmi, ale zdecydowana większość bez skrupułów pozwoliłaby Yuanowi zamarznąć, niż wpuścić go na noc pod swój dach. Sayvin tłumaczył, że dom jest dla Doirtanina miejscem świętym. Udawanie miejscowego nie wchodziło w grę - wchodzący do pomieszczenia miał obowiązek zdjąć kaptur i pokazać twarz. Nie była to już nawet kwestia etykiety a praktycznie prawo. Ta sama zasada obowiązywała przy mijaniu się na szlaku. Człowiek, który miał coś do ukrycia, nie był w Doircie mile widziany. Nataku odburknął tylko coś o wybiórczym sumieniu, kompletnie zapominając o tym, że jedynymi obcokrajowcami, z jakim ludzie z północy mieli kiedykolwiek styczność, byli piraci.
            Mag położył się na łóżku plecami do Yuana. Cieszył się, że Nataku musiał milczeć. Say zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy ludzie urodzeni w jednym kraju są tacy sami, ale nie spodziewał się, że jego towarzysz stanowił zaprzeczenie wszystkich stereotypów. Nataku był potwornie gadatliwy, usta praktycznie mu się nie zamykały. Nie opowiadał o niczym istotnym, głównie przytaczał historie i anegdoty, które w jego mniemaniu były zabawne.
             Czy teraz nie moja kolej spania na łóżku? – szepnął Nataku.
            Say nie odpowiedział. Miał chwilę spokoju i zamierzał ją wykorzystać.
            Gospodarz powiedział mu, że kilka dni drogi od miejsca ich pobytu zatrzymała się Freya, jedna z najbardziej szanowanych osób w kraju. W Doricie nie było faktycznej odgórnej władzy, ludzie szli za tymi, którzy zasłużyli się w boju, szanowali tradycje o potrafili przekonać innych do swoich racji. Można by powiedzieć, że Doirt nie był państwem w ścisłym tego słowa znaczeniu, a raczej obszarem, którzy zamieszkiwali ludzie o wspólnej wierze i kulturze. O ile jak dotąd system działał, o tyle rozwój poszczególnych obszarów był bardzo zróżnicowany, a polityka zagraniczna była praktycznie niemożliwa do prowadzenia. Rozwój handlu i perspektywa zbliżającej się wojny powoli wymuszały na Doircie zmianę systemu. Nikt nie chciał, by doirccy najemnicy znowu wyżynali się nawzajem, walcząc po obu stronach. Freya była jedną z osób, które mogły mieć głos w sprawie. Była też dobrą przyjaciółką ojca Sayvina.
            Mag nawet przez chwilę nie uwierzył, że Yuan miał zamiar bezinteresownie odeskortować go do człowieka, który nauczyłby go panować nad magią. Say wolał też uniknąć długiej wędrówki do Harah, do Silvii. Nie chciał prosić o pomoc matki, musiał na własną rękę odnaleźć ojca. Say miał nadzieję, że ojciec nakierowałby go na właściwą drogę.

* * *

             Dlatego właśnie nigdy nie gram z Harańczykami – dokończył Nataku. Światło odbijało się od śniegu boleśnie rażąc w oczy, a konie powoli przedzierały się przez zaspy na nieuczęszczanym szlaku. Po obu stronach drogi rósł rzadki las karłowatych drzewek, niektóre gałęzie smętnie zwisały nad szlakiem, czasem zmuszając jeźdźców do uchylania się. Dla Nataku nie stanowiło problemu to, że Sayvin wcale go nie słuchał. Tak samo jak to, że mag mu nie ufał. Całe przedsięwzięcie było od początku niepewne. Zachodu z dostarczeniem Sayvina do Silvii było dużo, a szansa na wynagrodzenie niewielka. 
            Smutną prawdą było to, choć Yuan nigdy by tego głośno nie przyznał, że nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Jedna rzecz, którą powiedział Castielowi była prawdą, w wiosce miał się spotkać z osobą, której miał przekazać sztylet. Nie w tej, którą piraci zdziesiątkowali, ale tej, którą mijali z Sayvinem kilka dni później. Nataku rozejrzał się po cichu i udało mu się dowiedzieć, że nikt taki tam nie zawitał. Jego kontakt nie dotarł, on sam nie wiedział, gdzie znajduje się jego zleceniodawca. Nie, żeby miał dla niego dobre nowiny. 
            Miał nadzieję, że Silvia spojrzy na niego łaskawszym okiem, kiedy przyprowadzi jej maga z takim potencjałem. Sayvin przy swoim przebudzeni spowodował ogromne zniszczenia, jeśli chłopak nauczyłby się sięgać głębiej do źródła swojej magii, stały się potężny. Może nie na tyle, żeby zapisać się trwale na kartach historii, ale na tyle, by się przydać w czasie wojny. Nawet jeśli Silvia przyjmie swoisty podarunek i każe Nataku zejść jej z oczu, może zechce powiedzieć mu, gdzie ma szukać Othina. Wtedy pokornie przeprosi za sytuacje ze sztyletem i ładnie poprosi o szansę na zadośćuczynienie. Ostatecznie sztylet nie znalazł się w niepowołanych rękach, mała szansa, że ktokolwiek wyciągnąłby go z dna lodowatego morza.
             Ta Freya... jaka ona jest? – spytał Nataku.
             Dlaczego chcesz wiedzieć? – burknął Sayvin.
             Jaki ty jesteś czarujący – pomyślał Nataku.
             Nie wiem... może dlatego, że chciałbym wiedzieć, jaka kobieta jest warta nadkładania czterech dni drogi? – powiedział głośno.
             Jak na tak doświadczonego podróżnika, niewiele wiesz o kraju, do którego się wybierasz. Freya jest znana nie tylko w Doircie, ale na całym świecie.
             A skąd ty wiesz, o czym się mówi na świecie? – Ton Nataku był tak samo uprzejmy jak zawsze, ale musiał przyznać, że jego towarzysz go denerwował. Znał już różnych ludzi, a małomówność i gburowatość Sayvina nie mogła się równać z rządzą mordu i innymi ciekawymi wadami. Problemem było to, że z takimi osobnikami starał się nie spędzać zbyt dużo czasu, a do Doirtanina był uwiązany. Czasem miał wrażenie, że po prostu nerwy Sayvina nie mieszczą się w jego ciele, całkiem zresztą sporym i przelewają się do głowy Yuana. Ktoś kiedyś mówił mu, że nastrój innych ludzi mógł wpływać na jego nastrój, ale nigdy nie miał tak dobrego przykładu.
            Mag zignorował zaczepkę.
             Freya jest wielką wojowniczką, prawdziwą Doirtanką z północy. Nigdy nie zatrudniała się jako najemnik, zawsze walczyła za sprawy, w które wierzyła. Gromiła piratów na ich własnym terenie, broniła naszych ziem za morzem. Żyje z tego, co oferują jej ludzie. A oferują jej wiele. Otrzymuje oferty małżeństw w każdym miejscu, w którym się zatrzymuje, ale ona twierdzi, że ma za dużo na głowie. Ma dwójkę dzieci, które wychowują się u jej rodziny.
             Kim są ojcowie? – Zainteresował się Nataku.
             Nie wiadomo  Say wzruszył ramionami. – To nie ma znaczenia. Dzieciaki podobno mają wszystko, czego potrzebują. Widzisz, tutaj jest inaczej, niż w Yuan...
             Wyobraź sobie, że wiem – odparł Natalu – Nie twierdzę, że kobieta jest własnością mężczyzny, chociaż w Yuan panuje podobny pogląd. W Harah zresztą jest niewiele lepiej. A wiesz, że u Shian dobiera się małżeństwa odgórnie, bo dzieci rodzi się tak mało, że...
            Usłyszeli rżenie konia i spojrzeli po sobie. Jak dotąd nigdy nie mijali nikogo na szlaku, specjalnie obrali taką trasę. Zasada zdejmowania kaptura obowiązywała we wszystkich sytuacjach. Drzewa przy drodze rosły zbyt rzadko, by się w nich ukryć.

* * *

             Załóż kaptur  szepnął Nataku, wciągając na głowę swój – Kiedy podjedzie zdejmij go jak zawsze.
            Sayvin wykonał polecenie bez słowa. Mógł nie przepadać za Yuanem, ale w kwestii przeżycia ufał mu bardziej, niż swoim wątpliwym umiejętnościom.
            Zza górki wznoszącej się kawałek drogi przed nimi wyjechał zaprzęg, na którym siedzieli dwaj mężczyźni. Ciągnęły go konie bardzo podobne do tych, na których jechali Say i Nataku, masywne i gruboskórne. Zbliżali się do siebie w powolnym tempie, wpatrując się grzecznie w drogę przed sobą, a nie w nadjeżdżających z naprzeciwka. Say powstrzymywał się, żeby nie obrócić się i sprawdzić, jak jego towarzysz ma zamiar wybrnąć z sytuacji. Jeśli nie ściągnie kaptura mężczyźni mieli prawo ich zatrzymać i żądać wyjaśnień, a konie i teren nie nadawały się do ucieczki. Poza tym w razie potrzeby zaalarmowanie okolicznych wiosek nie stanowiło wyzwania, uciekinierzy musieliby spędzać noce pod gołym niebem, a to w Doircie igranie ze śmiercią. Czy Nataku byłby zdolny zabić tych dwóch mężczyzn? Biorąc pod uwagę to, jak spłynęła po nim masakra mieszkańców wioski, pewnie tak. Co w takim przypadku miał zrobić Sayvin? Zabić Nataku? 
            Wóz podjechał na wystarczającą odległość, by nagle tradycyjnie zacząć się zauważać. Obaj mężczyźni ściągnęli kaptury. Jeden z nich był młody, niewiele starszy od Sayvina. Posklejane od śniegu, długi włosy opadały mu na twarz, odgarnął je i z zaciekawieniem przyglądał się Sayowi. Drugi był do niego bardzo podobny, tylko starszy. W miejscu lewego oka miał dwie podłużne szramy, dalej wpatrywał się w drogę, rzucił tylko pobieżne spojrzenie na Nataku, którego drobna głowa była prawie całkowicie zakryta przez za duży kaptur należący kiedyś do Sayvina.
            Mag ściągnął kaptur, traktując to jako znak. Było mu potwornie gorąco. Cokolwiek Yuan ma zamiar zrobić, musi to zrobić teraz.
            Po sekundzie ciągnącej się w nieskończoność usłyszał krzyk i głuche łupnięcie. Obrócił się przerażony.
            Ku jego zdziwieniu wóz minął ich spokojnie. Młodszy mężczyzna zaśmiał się, a starszy tyle zerknął na leżącego w śniegu chłopaka. Siodło przesunęło się na bok konia, a Nataku leżał twarzą w zaspie.
             Wszystko w porządku? – spytał starszy Doirtanin.
             Tak! – krzyknął Say zeskakując z konia – Mój brat nie jest zbyt bystry, pewnie zapomniał podciągnąć popręg.
            Podbiegł do Yuana i podniósł go na kolana, ustawiając go tak, by przejeżdżający widzieli tylko tył jego głowy. Ściągnął mu kaptur i zaczął wycierać mu twarz rękawiczkami, patrząc mu przy tym w oczy. Nataku był zupełni spokojny, lekko się uśmiechał. Sayvin miał ochotę potrząsać nim tak długo, aż ten głupawy wyraz twarzy zniknie.
             Nie masz za grosz wstydu, wiesz? – powiedział, kiedy wędrowcy byli już poza zasięgiem głosu.
             Pewnie dlatego jeszcze żyję.