sobota, 7 marca 2015

Rozdział I cz. 5/6

Wpis miał być wcześniej, a nie był. Wynika to z kilku rzeczy.
Po pierwsze, czytając po raz kolejny wszystko od początku zauważyłam, że zwyczajnie nie jestem w stanie sprawdzać swojej pracy zaraz po skończeniu. Postanowiłam, że części już napisane muszą się kisić w sosie własnym przez minimum dwa tygodnie, nim będę w stanie je poprawić i wrzucić.
Po drugie, jestem w trakcie szarpania się z akapitami, a konkretnie z wcięciami w akapitach. Nie mam pojęcia, czemu czasami działają na blogu tak, jak powinny, a czasami nie. Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić.
Po trzecie, jako przykładny student, chcę z tego swojego studiowania wyciągnąć jak najwięcej, więc zaangażowałam się w badania. A że jestem człowiekiem niecierpliwym nie wystarczyło mi jedno zobowiązanie, porwałam się na dwa. Do tego dochodzi nieustanna walka o stypendium i potrzeba posiadania życia towarzyskiego. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że jeśli nie daję znaku życia, to nie dlatego, że nabijam levele i mam wszystko gdzieś (chociaż i takie dni się zdarzają), tylko dlatego, że przeciskam się w jaskini w poszukiwaniu nietoperzy albo próbuje wyizolować DNA z krwi żubra, nie marnując przy tym odczynników, które kosztują więcej, niż moje miesięczne wyżywienie.

Powstała nowa zakładka - fizyka The Cave, gdzie dałam upust swojemu technicznemu sposobowi myślenia. Najważniejsze informacje w niej zawarte znajdują się, bądź znajdą się w tekście. Powstała dla ewentualnego przypomnienia i zawiera kilka dodatkowych informacji, które dla samej historii są praktycznie nieistotne, ale nie mogłam się powstrzymać przed tym, żeby je tam umieścić.
A teraz zapraszam do części, z której ekspozycja wylewa się bokami.

* * *

— Ogólnie sprawa wygląda tak — powiedział Nataku, stukając palcem w mapę pływów magicznych, którą znalazł z biblioteczce — że na świecie nie dzieje się najlepiej. Wiesz coś o sytuacji Sclavenii?
Sayvin nie interesował się za specjalnie polityką, w północnym Doircie nie miała znaczenia, czasem jednak ojciec opowiadał mu o ziemiach na południu.
— Wiem, że kiedyś była niepodległym państwem, teraz jest częścią Calante.
— Nie do końca. — Nataku zarysował palcem kółko wokół zachodniej części Calante, państwa leżącego po przeciwnej stronie morza, kraju wielkich pałaców, szlachetnych rodów i uczonych. — Ten obszar to Sclavenia. Pewien niezbyt mądry król podzielił swoje królestwo pomiędzy dwóch synów, na część zachodnią i wschodnią. Nie będę cię zanudzał historią, po prostu synowie się pokłócili, powojowali. Trwało to jeszcze kilka pokoleń, to była najdłuższa i najbardziej wyniszczająca wojna w historii. Na zachodzie mieszkali farmerzy i hodowcy, bo ziemia tam była bardziej urodzajna, ale nie rodzili się tam żadni magowie.  — Faktycznie, na mapie widać było, że dryfy magiczne omijają te obszary szerokim łukiem. — W czasie wojny magowie Calante palili i niszczyli. Sclavenia zmieniła się w kupę gruzu i popiołu i w którymś pokoleniu z kolei władca stwierdził, że nie chce walczyć o jedno wielkie zgliszcze.
— Jak udało im się utrzymać tak długo? — Spytał Say —  Bez żadnych magów powinni przegrać w krótkim czasie.
— Z tego powodu, że w Calante żyje się dobrze tłuściutkim szlachcicom, a na wojnę posyłali chłopów, którzy wcale nie chcieli za nich umierać. Legenda głosi, że więcej żołnierzy Calante powieszono za dezercję, niż zginęło w bitwie. Czy to prawda, tego nie wiem. W Sclavenii stosunkowo szybko nastąpił przewrót i władza poszła w ręce ludu, który chciał walczyć o swoje.
— I wojna się skończyła?
— Tak, do czasu, aż ziemię nie wróciły do swojego pierwotnego stanu i kolejny tłuściutki król nie chciał ich dla siebie. Był jednak lepszym strategiem i udało mu się podbić Sclavenię.
— Do czasu Wielkiej Zarazy.
Nataku mrugnął do niego.
— Jednak coś tam wiesz.
— Wielka Zaraza zaczęła się w Sclavenii i trwała niemal czterdzieści lat — wyrecytował Say — kiedy wybuchła, Calante wytyczyło granicę, której nie mogli przekroczyć Sclaveni. Akurat na rzece, która była granicą niepodległej Sclavenii.
— I przez te czterdzieści lat Sclaveni zdążyli stwierdzić, że jeśli nie są traktowani na równi z Calantczykami, to przecież mogą mieć swoje stare państwo. — Dokończył Nataku. — Teraz w Calante, jeśli choćby powie się  ,,Sclavenia'', idzie się pod topór. Trwają pertraktacje, ale każdy wie, że nic z nich nie będzie.
— A co to ma wspólnego ze mną? Jak niby ma to zagrażać mojemu życiu?
— Daj mi skończyć. Tym razem sprawa przedstawia się inaczej. Oczywiście Harah wtrąciło się w to wszystko, bo jak tylko jest pretekst do wojny z Calante, to się go chwytają.
— Jakbym ja mieszkał na kupie piachu, też chciałbym zająć jakieś tereny na północy — mruknął Sayvin wpatrując się w mapę. Granicę Harah i Calante wyznaczały góry, których mieszkańcy pustyni nigdy nie byli w stanie sforsować.
— Pa-Shi oczywiście jak zawsze neutralne. Obie strony konfliktu będą pewnie najmować wojowników z Doirtu. Jedynym, co wyróżnia te wojnę od wszystkich poprzednich, jest Yuan. Oficjalnie przyjęło stanowisko Calante i jest gotowe je wspomóc.
Sayvin zerknął na Nataku z niepokojem. Yuan parsknął.
— Nie, akurat ja jestem bardziej najemnikiem. Niedługo minie dekada, odkąd ostatni raz postawiłem stopę na ojczystej ziemi, że tak to ujmę.
Doirtanin o nic nie pytał. Nie czuł potrzeby znać historii życia swojego nieproszonego gościa. Poza tym obrót, jaki przyjmowała ta rozmowa, coraz mniej mu się podobał.
— No i? Jaki to ma związek ze mną?
— Obie strony prowadzą intensywny nabór. Ze strony Yuan zajmuje się tym Osmond, adoptowany syn cesarza. Doirtanin. Nie pytaj mnie, czemu akurat Doirtanin, skoro w Yuan jest tyle sierot. — W głosie Nataku słychać było wyrzut. — A ze strony Harah, Silvia, członkini rady Calante i głowa kręgu maginów.
Sayvin spojrzał na niego, zaskoczony.
— Co? Przecież ona jest szlachcianką z Calante. Patriotką. Nigdy by nie zdradziła swojego kraju. Dlaczego...?
— Z tego samego powodu, co ty. Nikt nie ufa Yuan. Prawda jest taka, że jestem... jakby to ująć... czasem dla niej pracuje. Tego, co wiem, nie dowiedziałem się bezpośrednio od niej, ale od równie pewnego źródła. Silvia uważa, że Yuan chce, żeby reszta świata wdała się w wojnę, same wspomagając sprzymierzeńców tylko na tyle, żeby nie wydawać się podejrzane. A kiedy wszyscy wyniszczą się nawzajem, najechać ich. Nie tylko Calante i Sclavenię. Harah, Pa-Shi, nawet Doirt.
— To zakrawa na paranoje.
Nataku złożył mapę i spojrzał za okno. Zaczęło się robić ciemno.
— Ufasz mi? — Zapytał.
— Nie. — Say nawet nie próbował kłamać.
Yuan uśmiechnął się i wbił w niego wzrok.
— Powiedz mi, gdzie chowają takich szczerych, niewinnych chłopców jak ty?
Wstał i ponownie wbił spojrzenie w okno.
— Jeśli powiem ci coś, czego nie powinienem mówić, uchylę rąbka tajemnicy... uzewnętrznię się... to mi zaufasz?
— Nie sądzę.
— A jednak musisz. Nie jesteś przeciętnym magiem, wieść będzie się roznosić i w końcu trafi do właściwych... albo niewłaściwych uszu. Daję ci możliwość wyboru strony. Ludzie, którzy po ciebie przyjdą nie będą prosić i pytać cię o zdanie.
— Skąd w ogóle pomysł, że Yuan ma zamiar podbić wszystkie narody? Przecież to jakiś żart!
— Bo widziałem.
Nataku nie odrywał wzroku od okna. Nagle wydawał się zmęczony i starszy, niż wcześniej.
— Co widziałeś? — Wbrew sobie Sayvin był zaciekawiony. Spytał, nim pomyślał i zawstydziło go to, że dał się nabrać na takie tanie budowanie napięcia.
— Widziałem, jak się przygotowują. Powiedz mi, po co ktoś, kto ma pokojowe zamiary buduje armię?
— No... żeby się bronić.
Yuan prychnął. Przez chwilę stał w ciszy, jakby sam zaskoczony swoją szczerą reakcją.
— Nie, Yuan się nie broni.
— Skąd możesz to wiedzieć?
— Bo jestem stamtąd. Po prostu musisz mi uwierzyć.
— Och, świetnie! — Say nie wierzył własnym uszom. — Po prostu ci uwierzyć, po tym, jak przez ciebie zmasakrowali tylu ludzi, wlazłeś mi do domu, że niby wyjdziesz, jak przyjdzie moja rodzina, a widać, że mieszkam sam! A teraz ci przykro, że tak to wszystko wyszło i chcesz mi pomóc! Pomóc mi przeżyć, ciągnąc mnie na wojnę! Czy ty jesteś normalny?! — Nigdy nie był rozmowny, ale kiedy wpadał w stan bliski histerii słowa wylewały się z jego ust z niespotykaną prędkością, a głos osiągał wyjątkowo wysokie tony. — Pewnie sam jesteś magiem!
Nataku uniósł jedną brew, zaskoczony. Wyglądało na to, że ten mały wybuch nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Przynajmniej oderwał wzrok od okna.
— Złapałeś mnie za rękę! — Nagle wspomnienie stało się tak klarowne, że Doirtanin nie mógł uwierzyć, że wcześniej sobie nie przypomniał. — Moja magia przeszła przez ciebie!
— Nie jestem magiem. — Nataku westchnął. — Ale mam to.
Podniósł ręce i rozpiął dwa guziczki przy kołnierzu. Say wcześniej nie zwrócił uwagi, że ubranie zakrywa mu idealnie całą szyję. Yuan pociągnął kołnierz w dół.
Na skórze miał znaki. Wzór oplatający szyję, jak obroża. Czarne pociągłe linie, kropki i zawijasy. Nie sposób było powiedzieć, co oznaczają, ale było w nich coś odrzucającego, a jednocześnie, w jakiś sposób, pociągającego. Były symbolem nagrody, za którą trzeba zapłacić ogromną cenę. Sayvin głośno wciągnął powietrze.
— Jesteś przeklęty.
— Jestem. — Nataku podniósł kołnierz i zaczął go zapinać. — Widziałem u ciebie książki. Ile wiesz o starożytnej magii?
— Tyle, co wszyscy. — Nie było to do końca prawdą. — Starożytni sięgali do innych źródeł, niż swoja naturalna magia i zapłacili za to wysoką cenę. W końcu wszyscy zniknęli.
— Tak. Jak kamień w wodę, praktycznie z dnia na dzień. W niektórych ruinach znajdowane są zastawione stoły, otwarte książki. Przerażające, prawda? Nikt nie wie, jak do tego doszło. Wszyscy tylko się domyślają.
— To więcej, niż domyślanie się. Ruiny są pełne zakazanych ksiąg, symboli i obrazów przedstawiających magów robiących rzeczy, o których dzisiaj mogliby tylko marzyć. Zniknęli wszyscy, którzy je zamieszkiwali, a razem z nimi wszystkie smoki, feniksy, wielkie wilki i diamentowe węże, wszystko, co miało związek z magią. Jedynymi, którzy się ostali byli ludzie urodzeni na terenach, w których nie krążyły naturalne nurty. — Say rozłożył ponownie mapę. — W tamtych czasach płynęły inaczej, ale uczeni próbują tworzyć historyczne mapy magii.
— Bo byli niewrażliwi na magię, a co za tym idzie na to, co dzisiaj ludzie nazywają klątwą. Ale to nie o nurty tak naprawdę tu chodzi.
— Nie. — Tym razem to Sayvin spojrzał swojemu rozmówcy w oczy. Nigdy jeszcze nie rozmawiał na takie tematy z kimś, kto miał o tym pojęcie, kogo by to w ogóle interesowało. Nie przyznałby się do tego, ale był zachwycony. — Bo właśnie o to chodzi w starożytnej magii. Sięgali po źródła inne, niż swoje naturalne skażenie... pożyczali moc od czegoś innego.
— W Harah i Pa-Shi uważają, że układali się z demonami. Powiem tyle, ja żadnego demona nie widziałem.
— W Doircie mówią, że prosili o pomoc bogów, ale obróciło się to przeciw nim. Opowiedz mi. — Zażądał. — Jeśli chcesz, żebym ci zaufał, opowiedz mi wszystko o swojej klątwie.
Nataku parsknął śmiechem.
— No proszę, wreszcie udało mi się cię zainteresować. — Nachylił się nad Doirtanem. — Jeśli Ci powiem, pójdziesz ze mną? Może nie chcesz być żołnierzem, twoja sprawa, ale z tego co widzę, bardzo interesują cię takie sprawy. Uczeni też są potrzebni, a nikt nie zrozumie magii tak, jak mag. I tak musisz znaleźć kogoś, kto cię nauczy panować nad zdolnościami. Ale jeśli byś mnie pytał, to szkoda marnować taką moc.
— Jak mi powiesz, to się zastanowię.
— Zawsze coś. Ale mam jeszcze jeden warunek.
— Co znowu?
— Nie powiedziałeś mi w końcu, jak się nazywasz. Może zacznijmy od początku. — Wyciągnął rękę. — Nazywam się Nataku.
— Sayvin.
Nie mogli sobie zdawać z tego sprawy, ale był to pierwszy raz od wielu lat, kiedy Doirtanin i Yuan uścisnęli sobie ręce.

9 komentarzy:

  1. Dziękuję. Jak tylko uporam się z remontem (to kwestia paru dni jeszcze) to zacznę myśleć nad szablonem. Zaległości w rozdziałach także nadrobię dopiero wtedy, jak pisałam u siebie w ogłoszeniach na Wilczych Dziejach.
    Pozdrawiam,
    Larwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tja, niewiele się wyjaśniło, za to pojawiło się coraz więcej nurtujących mnie pytań. Jeśli kolejne rozdziały mają być podobne i o podobnej długości, może to być kiepskie. Ale cóż, przyjdzie mi trochę na nie poczekać, jak mniemam.
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnia część pierwszego rozdziału czeka tylko na poprawki, więc niezbyt długo. Faktycznie, w edytorze to wyglądało na dłuższe, mogłam chwilę poczekać i wrzucić całość, ale i tak obiecywałam, że będzie wcześniej...
      Mogę za to obiecać, że przynajmniej na część pytań uzyskasz odpowiedź i postaram się w przyszłości unikać takich ścinków, jak ta część. Czasem może i lepiej poczekać dłużej, niż dostać coś, co pozostawia tylko niedosyt.

      Usuń
    2. A poza tym dziękuję za przeczytanie wszystkiego od deski do deski i wyłapanie nieścisłości, postaram się poprawić.

      Usuń
    3. Luzik, nie ma sprawy. Lubię znajdować nowe blogi z ciekawymi opowiadaniami i komentować praktycznie każdy post, żeby pokazać autorowi/autorce, że ktoś go/ją czyta. Pamiętam po sobie, gdy zaczynałem, iż brak komentarzy pod poszczególnymi rozdziałami działał na mnie zniechęcająco i odechciewało mi się pisać. No bo po co pisać, skoro i tak tego nie czyta? A te wszystkie wejścia... Bez komentarzy, są po prostu puste i niewiele to daje. Teraz też są u mnie pustki, bo miałem kolejną dłuższą przerwę. Ale wróciłem i mam nadzieję, iż reklamując się tu i ówdzie oraz nieprzerwanie pisząc, uda mi się przyciągnąć garstkę czytelników, którzy stale będą śledzić moją twórczość ; )
      I nie żebym specjalnie się czepiał nielogiczności et cetera. Każde wytknięcie błędu pomaga w dalszym pisaniu. Poza tym, jak ktoś wyłapuje nieścisłości czy literówki, to widać, że naprawdę uważnie czyta ; D
      Akapity - ja radzę sobie tak, iż robię trzy spacje. I to wszystko, nie ma co za wiele kombinować, a i tak te drobne wcięcia są dosyć czytelne ; D
      Link: https://docs.google.com/document/d/1HM-SxyIRkK9HX8z4H-j5LbV54VB7PeHcrCDnYUeVC1Y/edit?usp=sharing
      Życzę Ci jak największej liczby obserwatorów i z pewnością będę Cię wspierał w pisaniu. Masz już zapewnione miejsce na mojej prywatnej liście blogów, wiszącej u mnie ; D
      Pozdrawiam ^^

      Usuń
    4. Dobra, link okazał się failem i prowadzi do jednego opowiadania, które mam na blogu. Wstawiam prawidłowy: https://docs.google.com/document/d/16AZmE7UAKAefVAklMdOpVgGFXRTemICWM6IBotUBXg8/edit?usp=sharing

      Usuń
  3. Wybacz, że tak późno czyta,, ale pierw sesja, życie studenckie mnie również pochłonęło i kompletnie odcięłam się od blogowego świata. Teraz jednak powracam, na miarę moich sił. ;) Nataku coraz bardziej mnie intryguje, cóż to za znaki na jego ciele? I od razu przypomniał mi się Fenris z DA2. :D I jeszcze Ci starożytni, i te wszystkie istoty. Coraz bardziej mi się podoba! Trochę już odsłoniłaś rąbka tajemnicy, ale jak wiadomo - rodzi się więcej pytań.
    I tutaj również odpowiem na Twój komentarz. Przyznam szczerze, że te pomysły zrodziły się dawno temu, jakieś 5 lat temu, kiedy miałam ogromną fazę na Dragon Age (robiłam wszystko: pisałam o tym, mam różne fanarty narysowane, mam wszystkie książki związane właśnie z tym światem) i wtedy wszystko zrodziło się w mojej główce, ale z biegiem czasu, to opadło. Zapomniałam o tym, a teraz jedynie mam jakieś przebłyski tej wymyślonej historii, a niestety - zeszyt w którym coś miałam zapisane gdzieś się zapodział podczas remontu. Może jednak kiedyś, jak znów będę miała jakaś ogromną fazę na fantasy, to przypomni mi się historia i ją dopracuję. ;)
    I naprawdę mnie zadziwiasz. Jesteś bardzo ambitna angażując się w takie zajęcia. Naprawdę podziwiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że uznałaś, że warto do The Cave wrócić ;)
      Takie zajęcia są dla mnie bardziej przyjemnością, niż obowiązkiem. Od dziecka byłam zakręcona na punkcie przyrodniczo-naukowym, na studiach mam wreszcie możliwość zdobyć wiedzę i doświadczenie w tym zakresie, więc czerpię z tego wielkimi garściami. Nie patrzę na to jak na pracę, to raczej życiowa pasja, która zapewni mi przy okazji dach nad głową (a przynajmniej taką mam nadzieję ;p).

      Usuń
    2. No i znaki, ich źródło i następstwa są całkowicie wyjaśnione we wrzuconej już części szóstej

      Usuń