wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział I cz. 3/6

Wreszcie powrót. Bałam się, że taka przerwa wybije mnie z rytmu, ale wręcz przeciwnie. Ciężko było mi przestać.
Jeśli chodzi o Liebster Blog Awards to dziękuję bardzo za nominację i postaram się w miarę szybko za to zabrać.
A teraz wróćmy do Nataku i Sayvina.

* * *

Nataku wciągnął wysokiego chłopaka z powrotem pod stół. Tamten spojrzał na niego ogłupiały.
Jest tu jakieś inne wyjście? Spytał Yuan. Widział wcześniej, jak młodziak wchodzi do drugiego pomieszczenia, może kuchni. Powinny być tam drugie drzwi.
Chłopak spojrzał na niego spode łba. Nie przejmuj się, że uratowałem ci życie, to nic takiego, pomyślał Nataku.
Co tu się dzieje? Warknął Doirtanin.
To chyba nie jest odpowiedni moment na wyjaśnienia.
Chłopak zawahał się, ale po chwili skinął głową. Nataku rozejrzał się po pomieszczeniu, analizując sytuację. Doirtanie już wybiegali na zewnątrz z bronią w rękach, z pozostałości sufitu przynajmniej na razie przestały spadać fragmenty. Wiedział, że zatrzymanie się w tej wiosce niosło ze sobą ryzyko, ale próba dotarcia do większego miasta oznaczała pewną śmierć. Zdążył się wysuszyć przy ogniu na tyle, żeby dotrzeć w bezpieczne, ciepłe miejsce, jeśli tylko uda mu się ukraść konia. Biorąc pod uwagę zamieszanie, nie powinno mu to sprawić problemu. Mieszkańcy nie mieli szans, byli ostrzeliwani działami bezpośrednio ze statku, ale on sam mógł jeszcze wyjść z tego cało.
Jego tymczasowy towarzysz pociągnął go za kołnierz z delikatnością górskiego niedźwiedzia, wydostał się spod stołu przesuwając deskę, która prawie go zabiła i ruszył w stronę kuchni. Nataku podążył za nim i szybko go wyprzedził. Jednym z powodów, dla których udało mu się przetrwać tak długo, był wyjątkowo silny instynkt przetrwania. Teraz dawał o sobie znać bardzo wyraźnie, nakazując, żeby się jak najszybciej stąd wynosił.
Rzućcie broń! Nie macie szans, jeśli chcecie żyć wydajcie nam Yuana!
Nataku rzucił się przed siebie w ostatniej próbie ucieczki. Wiedział, że kapitan tym razem mu nie odpuści, że Doirtanie nie oddaliby za życie obcego nawet pół kozy.
Złapał się framugi drzwi i ogarnęła go pewność, że mu się uda. Kradzież konia nie wchodziła już w grę, ale jeśli przyczai się gdzieś w pobliżu, przeczeka trochę... W końcu zawsze mu się udawało.
Kucharz, który stał za drzwiami z deską gotową do ataku nie podzielał jednak jego opinii.

* * *

Sayvin nie był człowiekiem, który marzył o przygodach, bogactwach i pięknych kobietach. Był pragmatyczny, znacznie bardziej wolał komfort, spokój i osamotnienie. Pod tymi względami nie wdał się w żadne z rodziców.
A teraz znajdował się na statku piratów, klęcząc ze związanymi za plecami rękami, a trzy razy szerszy od niego mężczyzna przykładał mu sztylet do gardła. Jak do tego doszło?
Odpowiedź na to pytanie właśnie dochodziła do siebie po krótkiej utracie przytomności. A potem ludzie się dziwią, czemu w Doircie obcy nie są mile widziani.
Co...? Nataku spojrzał przed siebie, na kapitana oglądającego zdobiony sztylet. Znajdował się w identycznej pozycji, co Sayvin. Nie musiał kończyć pytania, doskonale wiedział, co się stało. Błądził wzrokiem, szukając jakiegokolwiek sposobu ucieczki. Nic z tego, ostrze na jego szyi nie pozwalało mu się nawet rozejrzeć. Ręce miał związane, ktoś też na pewno je obserwował. Kilka kroków dalej leżał cały jego asortyment broni, w ubraniach miał pochowane jeszcze co nieco, ale zanim zdążyłby sięgnąć, poderżnięto by mu gardło. Dortanie stali w szeregu wzdłuż brzegu. Podziwiał ich opanowanie, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację, podporządkowanie się było jedynym wyjściem. Wioska tak mała i uboga, że nikt nie miałby powodu zaatakować jej z morza, nie miała żadnego sposobu, żeby się obronić.
Zerknął kątem oka na towarzysza niedoli. W głowie zaświtał mu pomysł. Szaleńczy, bez żadnej gwarancji sukcesu, ale był gotów łapać się wszystkiego.
Castiel... Przerwał mu szybki kopniak w głowę. Jeszcze nie przestała go ćmić. Musiał wcześniej czymś dostać, ale nie pamiętał, czym.
Mówiłem ci, że mnie nie doceniasz, chłopcze. Pirat nawet na niego nie spojrzał. Wpatrywał się tylko pożądliwie w ostrze.
  Tak... miałeś rację. Ale co robi tutaj ten chłopak? Nie znam go, dzisiaj pierwszy raz widziałem go na oczy. Możesz pozabijać mieszkańców strzelając z dział, nie potrzebujesz zakładnika.
Castiel zerknął na Doritanina. Tamten odwzajemnił spojrzenie. W jego oczach nie było złości, raczej smutek i rezygnacja.
Może i dałem się raz nabrać, ale nie jestem jeszcze tak naiwny, żeby pozwolić jakiemuś magowi biegać wolno przy moim statku. Kapitan wrócił do oglądania sztyletu. Widziałem jak jemu podobni mordują całe oddziały jednym ruchem dłoni, słyszałem o takich, którzy w oka mgnieniu mogą zatopić flotę.
Mówiłem ci, że nie jestem przebudzony! Głos Sayvina zabrzmiał trochę histerycznie.
A ja ci uwierzyłem, bo złapanie cię było dziecinnie proste. Dlatego jeszcze żyjesz. Ale ostrożności nigdy za wiele.
Nataku próbował sobie przypomnieć wszystko, co wie o przebudzeniu magów. Zwykle udaje im się sięgnąć po swoje zdolności w wieku około czternastu, może piętnastu lat. Im silniejsza magia, tym szybciej powinna się ujawnić. Ten tutaj miał około dziewiętnaście, czyli nie można było liczyć na zbyt wiele. Zwykle przebudzenie następowało samo z siebie, ale panowała powszechna opinia, że silne emocje mogą je wywołać.
Nataku ugryzł się boleśnie w język. W oczach stanęły mu łzy.
Castiel... Starał się brzmieć i wyglądać jak najżałośniej tylko mógł. Nie było to trudne. Ja tylko robiłem, co mi kazali... Wiesz, jak się żyje na ulicy...
Oszukaj mnie raz, to będzie twoja wina. Oszukaj mnie dwa razy, wina będzie moja. Pirat nachylił się nad więźniem. - Ja dałem ci szansę, pozwoliłem odejść całemu, ba, nawet nie pozwoliłem chłopcom cię okraść. Jasne, miałeś dostać dwudziestą część, ale zamiast tego dostałeś lekcję życia, a to jest cenniejsze. Mrugnął.
Nawet sobie nie wyobrażasz, ile takich lekcji dostałem, pomyślał Nataku.
Co mógłbyś mi dać, chłopcze? Nie masz już nic.
Mam informacje. Nie wiem, o co chodzi z tym sztyletem. Ściszył głos. Ale ktoś, kto mnie wysłał, wie. Zaproponował dużą sumę. Chyba mu na tym zależało.
Oczywiście. Castiel ukucnął przed chłopakiem. - Tacy jak ty szybko zmieniają fronty. Ale powiedz mi, dlaczego miałbym ci zaufać? Myślisz, że chce mi się zakuwać cię w łańcuchy i trzymać pod pokładem, aż znajdziemy twojego... pracodawcę? Albo aż znajdziesz sposób, żeby uciec?
Chyba nie chcesz znowu go stracić... - Nataku zerknął na sztylet. Wiedział, jak wygląda obsesja, a kapitan nawet nie próbował jej ukrywać. Ściszył głos tak, że tamten musiał się nachylić Jeden z jego ludzi jest tutaj, w osadzie. Nie wiem, jak wygląda, ale wiem, że miałem się z nim tu spotkać Szepnął mu do ucha.
I nie zdążyłeś oddać mu sztyletu? Nie spieszyło się wam.
Nie wiem, czemu nie przyszedł. Przez chwilę chciał powiedzieć coś w stylu „będę z tobą szczery”, tylko, że takie zwroty brzmiały jak wstęp do kłamstwa z ust kogoś takiego jak on. Castiel o tym wiedział, bo byli do siebie podobni. A przynajmniej piratowi tak się wydawało, Nataku mógłby się z tym spierać. Dziecko ulicy zawsze wyczuje sobie podobnych. Tylko że, o ile mężczyzna uznał to za powód do sympatii i prawdopodobnie to skłoniło go do oszczędzenia chłopakowi życia, on sam wiedział doskonale, że innym dzieciom ulicy nie można ufać. Łatwo jest mówić o ideałach, ciężej wcielić je w życie w chwilach zagrożenia. Żeby przetrwać takie dzieciństwo trzeba mieć wyjątkowo silny instynkt przetrwania, silniejszy niż chęć nawiązywania przyjaźni. Castiel miał swoją załogę, którą podświadomie uważał za rodzinę. Nataku wiedział lepiej. - Nigdy nie sądziliśmy, że puścisz mnie wolno, a już na pewno nie, że mi zapłacisz. Plan zakładał z góry, że pozbędziesz się mnie tam, gdzie przestanę być potrzebny. Co prawda miałem sam wyskoczyć za burtę i mieć nadzieje, że nie będziesz czuł potrzeby mnie ścigać. Zakładałem też, że replika lepiej się spisze i że będę miał więcej czasu.
Kapitan wyprostował się i potarł szyję. Wiatr się wzmagał, muszą się stąd wynosić zanim warunki uniemożliwią odpłynięcie. Był też zmęczony, chciał zamknąć się w kajucie ze swoją zdobyczą i zaplanować, co zrobi teraz, kiedy ją ma. Myślał o tym już wiele razy, ale teraz to co innego. Teraz to wszystko było na wyciągnięcie ręki. Chłopak mógł mówić, co chce, drugi raz go nie oszuka. Ale chciał też wiedzieć, kto go nasłał. Spojrzał na Yuana.
—  Podaj mi imię. 
Najpierw mnie uwolnij... Dostał mocnego kopniaka w brzuch. Wciągnął mocno powietrze i zakaszlał. Castiel szarpnął go za włosy i zbliżył twarz tak, że na chłopaka kapnęły kropelki śliny, kiedy krzyknął.
Imię!
Nie powiem ci teraz wydusił Nataku Jego człowiek tu jest. Wiedział, że balansuje na krawędzi. Pirat ponownie się wyprostował. Ten szczur naprawdę miał nadzieję, że jeszcze wyjdzie z tego cało.
To się go pozbędziemy.
Przywołał do siebie bosmana. Kilka dział było jeszcze naładowanych i trzymało w szeregu mieszkańców wioski. Pora zrobić z nich użytek. Wydał mu cicho polecenie, tak żeby ten młody mag nie usłyszał. Mógłby zacząć krzyczeć, a Doirtanie w równym rządku byli łatwiejszym celem, niż rozpierzchnięci po całej osadzie.

* * *

Sayvin próbował podsłuchać, o czym rozmawiają pirat i przybysz, ale był w stanie wyłapać tylko  pojedyncze słowa.
Patrzył, jak pirat wydaje polecenia jakiemuś mężczyźnie. Wydawał się spokojniejszy, niż przed chwilą, ale Say nie mógł jakoś przekonać sam siebie, że to dobry znak. Wręcz przeciwnie. Kilka cichych, stresujących minut później przekonał się, że miał rację.
Usłyszeli ogłuszający  huk, wydobywający się gdzieś spod pokładu. Przez ułamek sekundy nie wiedział, co się stało. Kiedy zrozumiał świat dla niego zwolnił. Działo wystrzeliło prosto w kierunku ludzi ustawionych na brzegu. Mężczyzn, kobiet i dzieci, których tak często widywał, którzy, chociaż go wyobcowali, stanowili dla niego ważny element życia. Gdzieś tam była Fulla, kobieta, która przyjęła go jak własnego, jej rodzina i śliczna dziewczyna, której zawsze się przyglądał, kiedy ją mijał. Nigdy nie spytał o jej imię. W ciągu kilku sekund część małej populacji miasteczka została zrównana z ziemią.
Pozostali mieszkańcy rozpierzchli się na wszystkie strony, niektóre kobiety i młodzi odciągali rannych z bezpośredniej linii ostrzału, kiedy huczały kolejne działa. Mężczyźni i co bardziej wojownicze kobiety rzucili się do łodzi, rycząc wściekle i  łapiąc po drodze broń, narzędzia, deski. Cokolwiek, czym mogliby krzywdzić i zabijać. Piraci wyciągnęli swoją broń, ale Sayvin tego nie dostrzegł. Patrzył na ludzi, których znał, ruszających do walki jak wściekłe zwierzęta. Patrzył na ludzi, których znał, na ich resztki rozciągnięte na ziemi. Nie myślał. Jego oczy rejestrowały obrazy, ale przestały one docierać do mózgu. Poczuł gorąco, potworne gorąco. Nagle nie czuł się bezsilny. Sięgnął do czegoś w środku swojego ciała, czegoś wielkiego, potężnego.

* * *

Nataku wykorzystał to, że wszyscy o nim zapomnieli. Nie patrzył ani na gotowych do walki piratów, ani na masakrę, jaka rozciągała się na brzegu. Nie słuchał prowokujących okrzyków piratów, ani ryków Doirtan, ogłupiałych z wściekłości. Teraz miał dwie opcję, jedną gorszą niż drugą. Może spróbować uciec, kiedy mieszkańcy zaczną wchodzić na statek, ale nie mieli szans nawet zająć walką większej części piratów. Próba ucieczki teraz wiązała się też z wyskoczeniem do wody, a teraz już na pewno nie znajdzie schronienia nigdzie w pobliżu, żeby się wysuszyć. Jego główna nadzieja leżała w nie przebudzonym magu.
Nie czuł się źle z faktem, że postawił na szali życie setki ludzi, żeby spróbować przebudzić maga, który tylko może uratować mu życie. Był pewien, że piraci i tak by się nimi zajęli. Może nie mieli bogactw, ale mieli jedzenie, picie i kobiety. Poza tym do tej pracy trzeba być sadystą. Znał pojęcie wyrzutów sumienia, ale był całkiem dumny z faktu, że jeszcze nigdy w życiu ich nie doświadczył.
Jak wygląda przebudzenie? Tego Nataku nie wiedział. Wiedział za to, skąd się biorą magowie. Kiedy naturalny pływ dotyka dziecko w łonie matki, które przejawia pewną wrażliwość, magia je infekuje. Im większa wrażliwość, tym silniejszy mag. Wiedział też, że z magią trochę jak z prądami morskimi, niby zajmują określony obszar, ale bardzo powoli się przesuwają. Można powiedzieć, że miejsce, w którym przebywa matka determinuje typ magii jej dziecka. Na północy dominowali ci, którzy używali magii jako czystej energii, tak zwani magowie mocy. Najbardziej liczna grupa. Miał tylko nadzieję, że chłopak jest na tyle silny, żeby zrobić chociaż dziurę w kadłubie.
Usiadł na jednej nodze i wprawnym ruchem wysunął z buta małe ostrze wsunięte w kieszonkę między dwoma warstwami tkanin. Który to już raz w życiu musiał z niego korzystać? Może pora zmienić trochę taktykę przy następnych zleceniach, zacząć tworzyć mniej zawodne plany. Zaczął przecinać węzły ściskające mu nadgarstki. Przez cały czas przyglądał się magowi i dostrzegł pewne objawy, które, miał nadzieje, świadczą o przebudzeniu. Doirtanin zrobił się czerwony na twarzy i zaczął dygotać, na początku delikatnie, potem coraz mocniej. Nataku wyczuł od niego magię i to znacznie silniejszą, niż zakładał.
Mag telepał się już wyraźnie. Kątem oka Nataku widział, że piraci, w tym Castiel obracają się w stronę Doirtanina. W oczach kapitana pojawił się strach. W jednej chwili pojął, co się dzieje.
Zabić go! Ryknął, wskazując na chłopaka.
W ostatniej sekundzie sznury puściły i Nataku rzucił się w stronę maga, dokładnie w tym samym momencie, w którym jeden z członków załogi brał zamach szablą. Yuan miał w rękawie jeszcze jedną, ostatnią kartę. Złapał Dortanina za rękę, a drugą wycelował w pokład kilka kroków dalej, tuż pod nogami Castiela. Za blisko? Za daleko? Nie było już czasu nad tym myśleć, mógł zdać się tylko na instynkt i szczęście.
Kiedyś w karczmie poznał człowieka, który twierdził, że uderzył w niego piorun. Opowiadał tę historię każdemu, kto chciał słuchać, tym, którzy nie chcieli zresztą też. Barwnie opisywał jak czuło się jego ciało pod wpływem tak wielkiej mocy. Nataku mógłby teraz uścisnąć mu dłoń i powiedzieć, że rozumie. Poczuł coś, jakby uderzenie, nacisk rozciągające się od ręki, którą złapał maga, na całe ciało. Nie czuł bólu, ale nie było to przyjemne wrażenie. Kiedy doszło do drugiego ramienia musiał całą siłą woli zwalczyć chęć wyrzucenia go w górę i trzymał je dalej nieruchomo skierowane w pokład. Zobaczył światło i usłyszał huk, przy którym dźwięk armaty brzmiał jak szept. Odrzuciło go do tyłu, poczuł, że przewraca się na Doirtanina. Blask go oślepił, a dźwięk ogłuszył, przez te kilka sekund jedynym zmysłem, na jakim mógł polegać był dotyk. Miał tylko nadzieje, że to samo stało się z piratami. Wymacał sznury wiążące tamtego i przeciął je ostrzem z drugiego buta.
Zamrugał kilka razy. Dźwięki słyszał, jakby był pod wodą, wzrok też powoli zaczął mu wracać, ale nie na tyle, żeby na coś się przydał. Nogami wymacał dziurę w pokładzie, musiała mieć co najmniej dwa metry, skoro dochodziła aż tutaj. Nie musiał widzieć, żeby wiedzieć, jak głęboka była, wyczuł po statku, że idą na dno. Wyrzucił już niepotrzebne ostrze i szarpnął maga. Był ciężki, musiał stracić przytomność. Nic dziwnego, energia, którą z siebie wyrzucił była niesamowita.
Wziął go pod ramię i zsunął się w wyrwę. Otoczyła go zimna woda i zaczął płynąć z dodatkowym balastem, najszybciej jak tylko umiał.

11 komentarzy:

  1. Cieszę się, że już po sesji i liczę, że teraz rozdziały będą pojawiać się częściej. ;) Nie spodziewałam się, że tak to się skończy. Spodziewałam się jakieś większej walki mieszkańców wioski z piratami, ale na pewno nie pojmanie. Nataku coraz bardziej wzbudza moją sympatię. Mimo tego, że myśli tylko o sobie, to bardzo zaradny chłopak, którego nie trudno polubić. Przynajmniej dla mnie tak jest. :) Moc Sayvina się przebudziła, a z magami to różnie bywa. Naprawdę jestem ciekawa, jak to się rozwinie i dokąd zmierzy ta opowieść. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nataku to największy egoista w całej historii, ale ma swoje powody, żeby taki być. Nazwanie go dzieckiem ulicy to jedno wielkie niedopowiedzenie, jego przeszłość jest znacznie bardziej skomplikowana. Jednak jednocześnie jest w nim coś rozbrajającego, muszę przyznać.
      Ja sama od początku myślałam o sztylecie jako o narzędziu, czymś co miało być powodem spotkania Nataku i Sayvina i jego przebudzenia, które ma być faktycznym początkiem zdarzeń. Zdziwiło mnie, że ludzie zaczęli się zastanawiać, czym jest i mieli wrażenie, że to wokół niego będzie kręcić się historia, ale potem stwierdziłam, że rzeczywiście, w końcu na początku wszystko kręci się wokół sztyletu. Sama się nie zorientowałam, że wykonałam mały zwrot akcji :D

      Usuń
    2. To co teraz napisałaś, jeszcze bardziej mnie zaintrygowało. Ogólnie po przejściu ostatniego Dragon Age jestem - jakby to powiedzieć - fanką skomplikowanych, tajemniczych postaci, którzy... hm... nie są tylko ludźmi, a czymś więcej. ;) Nie wiem, jaki dokładnie wykreowałaś świat, ale ciekawi mnie czy mają swoje bóstwa, wiarę, inne rasy, mityczne stworzenia. Zapewne w ciągu historii się o tym dowiem. ;) Ogólnie jestem ciekawa, kolejnych bohaterów, którzy zapewne urozmaicą całą powieść.
      A ten sztylet, to chyba będzie mnie prześladował aż w końcu nie dowiem się jaką ma wartość i dlatego jest tak pożądany. ^^

      Usuń
    3. Inkwizycja ;). Ludzie z BioWare zawsze mieli talent do tworzenia wyjątkowych postaci.
      Jeśli chodzi o religie, to każdy naród ma swoją, a i one podzielone są na różne odłamy. Na razie nie chciałam w to wnikać, nie chcę, żeby czytelnik czuł się zagubiony, ale po zawiązaniu akcji skupię się bardziej na opisywaniu uniwersum. W inne rasy nie chciałam się bawić. Wystarczyło mi, że tacy na przykład Yuanie i Doirtanie się różnią, a niedługo zapoznamy się z innymi nacjami. Każda z odmiennym systemem politycznym, wierzeniami, przesądami, przysłowiami i propagowanymi wartościami. O mitycznych stworzeniach będzie mowa, ale muszę Cię zmartwić - wszystkie wymarły lata temu w skutek pewnej... powiedzmy, że katastrofy. I to na razie tyle ze spoilerów ;p.

      Usuń
  2. Musiałam przeczytać poprzednie rozdziały, bo, przyznam szczerze, zapomniałam większość szczegółów od ostatniego rozdziału, ale tak to już jest z blogowaniem, czyż nie?
    Ten rozdział wyjątkowo długi, ale to tylko zaleta, bo w Twoim tekście można zatonąć i popłynąć razem z bohaterami, to ten typ "jeszcze jeden rozdział i idę spać" i tak w kółko, aż do samego końca. :) Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się piratów tak szybko, przez dłuższą chwilę naiwnie zastanawiałam się, kto mógł napaść tę małą wioseczkę? No i, prawdę mówiąc, myślałam że Nataku i Sayvinowi uda się zbiec z wioski, a tu proszę.
    Podoba mi się spryt Nataku. Potrafi pogrywać z piratem, umie wybadać sytuację, przeciwnika, możliwości. Jest przebiegły i bystry. Udało mu się zmusić maga do przebudzenia! Szkoda, że poświęcił ku temu mieszkańców wioski, ale jak rozumiem, to było w imię większego dobra. Zastanawiam się, czy może całości nie zaplanował, choć z drugiej strony, tyle razy podkreślony był jego instynkt przetrwania, że wydaje się to niemożliwe. W każdym razie podziwiam jego zdolność szybkiej kalkulacji, oceny sytuacji i działania, nawet w takim potrzasku i sytuacji - zdawałoby się - bez wyjścia. Bardzo dobrze wykreowana postać i zgrabnie usnuta fabuła!
    Pozdrawiam, mam nadzieję, że teraz będziesz częściej pisać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy okazji, też zastanawiam się, jaką to wartość ma sztylet... ^^ Bo musi to być coś więcej, niż cena. Jakieś wyjątkowe możliwości?

      Usuń
    2. Większe dobro... Nataku słyszał to określenie, ale nie jest jego fanem. Żyje dla siebie i nikogo innego, bo nikomu innemu nie jest potrzebny, a przynajmniej tak uważa. Nie, plany stanowczo nie są jego mocną stroną, ale najlepiej mu się myśli w stresie ;). Gdyby nie to, że Sayvin jest wyjątkowo potężny, ucieczka by się nie udała. Mały wybuch zwróciłby tylko uwagę i szybko oboje poszliby pod topór, ale to była jego jedyna szansa.
      Czasem jest tak, że człowiek, który nie jest dobry stoi po właściwej stronie historii. A ten, który jest prawy, stoi po złej. Chciałam w swoim opowiadaniu zwrócić na to uwagę. Nie ma białego i czarnego, są tylko zwycięzcy i przegrani, a to, z której strony patrzymy na konflikt kształtuje nasze sympatie i poglądy.
      Przyznam, że kreacja postaci to mój konik, każdy z nich ma swoje motywacje, swoją historię i złożony charakter. Przemyślałam ich od początku do końca, od tego, czym się kierują, po to w jaki sposób się wysławiają, jakie mają nawyki, ba, nawet jaki mają styl pisma! Gdzieś mam nawet kartkę, na której próbowałam to naśladować. Teraz wydaje mi się to całkiem zabawne.
      Dziękuję za miły komentarz, starałam się, żeby akcja leciała tutaj na łeb na szyję.
      Jeśli chodzi o wyjątkowe możliwości sztyletu... jeszcze się dowiemy ;)
      Poza tym miło jest mieć kogoś, kto faktycznie czeka na kolejny rozdział zastanawiając się, co jest co i dlaczego tak, a nie inaczej.

      Usuń
    3. Zazdroszczę, zazdroszczę wszystkim, którzy potrafią kreować postaci i je przemyślać, żeby można je było faktycznie czuć, tak jak u Ciebie. I Twój zamysł, o którym teraz wspomniałaś, jeszcze bardziej mnie zaintrygował. Lubię takie historie. I tak, czekam jeszcze niecierpliwiej.^^ ;)

      Usuń
  3. Utożsamiam się z Nataku. Zrobiłbym to samo, co on, nie wahając się ani trochę. Za bardzo cenię swoje własne życie, by przejmować się innymi X) Nieźle to chłopaczyna wykombinował. Wykorzystał "naturalną" nienawiść piratów i Doirtanów. Sprytnie.
    Sztylet jest dość ciekawą kwestią. Co jest w nim takiego niezwykłego, oprócz wykonania, iż jest aż tak pożądany? Czyżby miał jakieś magiczne właściwości?
    Jeśli już o magii mowa: dziwnie to zostało wykonane. Znaczy, koleś złapał maga, jakby przejął kumulowaną w nim energię i wykorzystał do własnych celów. Yuan sam jest magiem, iż wiedział, jak to zadziała? Albo został wyszkolony do tego?
    No i kolejna kwestia, co stało się z członkiem załogi, który brał zamach? Tak o wyparował czy został zabity? Bo w sumie to wyglądało tak, jakby zaraz miał zabić Sayvina. Przydałoby się wyjaśnienie tego.
    Pozdrawiam,
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzi na pytania o sztylet i to, co zrobił Nataku (nie, nie jest to normalnie, nie każdy tak potrafi) będą w ostatniej części.
      Wyjaśnienie, no przecież. miało być kawałek dalej, a kompletnie o nim zapomniałam. Wcisnę to do poprawki w 5 części I rozdziału, ale ogólnie lwia część załogi jakby to ująć... rozbryznęła się, dość obrazowe określenie, ale oddaje idealnie to, co miało miejsce.

      Usuń
  4. Interesujące, magia może płynąć jak prąd? Z każdą kolejną częścią Twoja historia coraz bardziej mi się podoba.. ;p

    OdpowiedzUsuń