niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział I cz. 1/6

Tym razem dłużej, bo poprzedni wpis był próbą. Z szablonem walczyłam długo, wiem, że nie pasuje za specjalnie do historii, ale nie ma co szaleć na początek, zobaczymy, jak się wszystko rozwinie.
Dodatkowym plusem posiadania takiego bloga jest to, że sama znalazłam kilka ciekawych opowiadań i mogę aktywnie wspierać ludzi, którzy je zaczynają. Może wreszcie uda mi się położyć łapska na jakiejś dobrej postapokalipsie.

* * *

Prawdą było, że Doirtanie kochali swoją ziemię. Potrafili uprawiać to, co inni uważali za nieużytki i polować na to, przed czym inni uciekali. Wytwarzali najlepsze skóry i hodowali zwierzęta poruszające się bez problemu po lodzie, który skuwał ziemię przez większą część roku. Byli ludem wojowniczym, zabobonnym i nieufnym, przez co ludzie z południa uważali ich za prymitywnych. Ale ludzie z południa rzadko przepływali morze na północy z jednego prostego powodu. Nie mieli czego szukać po drugiej stronie.
Przez zaspy przedzierał się młodzieniec, ciągnąc za sobą sanie z drewnem na opał. Obcokrajowiec skinąłby stanowczo i oznajmił - ,,Doirtanin''. Pasował idealnie, miał ze sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, spod kaptura wystawały mu brunatne strąki zlepione śniegiem. Poza tym po sposobie, w jaki manewrował między zdradliwym śniegiem, widać było, że jest u siebie. Doskonale wiedział, co robi. Z kolei każdy miejscowy prychnąłby tylko z niesmakiem. Chłopak nijak tu nie pasował. Wysoki może i był, ale niewiele powyżej średniej. Spod grubego futra nie widać było, że nie może się poszczycić umięśnionym ciałem. W dodatku ile on miał już lat? Chyba dziewiętnaście, a nie mógł wyhodować sobie żadnej porządnej brody. Jego ojciec mógł poszczycić się imponującym owłosieniem na twarzy i kompletnym brakiem owłosienia na głowie i to jest prawdziwy mężczyzna! A że manewruje? Owszem, manewruje, bo chłopak głupi nie jest. Podobno w domu trzyma więcej książek, niż drewna na opał. Ale nie robi tego z wyczuciem, intuicyjnie, nie jest zżyty z ziemią.
Jakby na potwierdzenie przemyśleń ewentualnych obserwatorów chłopak zaliczył monumentalny poślizg, zatoczył się do tyłu i upadł na sanie. Z głowy zsunął się kaptur, odsłaniając prawdopodobnie jedyny powód, dla którego Sayvin mógł komukolwiek wydać się ciekawy. Linia brunatnych włosów kończyła mu się mniej więcej na wysokości czubka głowy, z tyłu włosy miał białe jak śnieg. Nie każdego maga na pierwszy rzut oka można było rozpoznać, ale niektórzy rzucali się w oczy przez nietypowe kolory włosów.
Niby nic takiego, w Calante magów było na pęczki, a w Pa-Shi mieli nawet z ich ilością problemy, jako że magowie są bezpłodni. Często Shian adoptują dzieci z innych krain i coraz bardziej mieszają z nimi swoją krew. W Doircie jednak, tak jak w Harah, magów było mniej. Poza tym nie ufano im. Nie wiadomo było dokładnie, dlaczego Harańczycy obawiali się magów, ale miało to na pewno związek z dużą ilością ruin po Starożytnych, którzy podobno doprowadzili swoją cywilizację do upadku przez używanie zakazanej magii. Co jakiś czas ktoś znajdował kolejne ruiny na pustyni i przeważnie z tych wypraw nie wracał. Powody Doirtan były znacznie bardziej przyziemne. Magowie musieli się uczyć panować nad swoimi mocami, najczęściej z tego powodu opuszczali kraj. Kiedy nie było ich kilka lat, wracali inni, odmienieni. Nie wierzyli już w starych bogów morza i gór, nie potrafili znieść zimna i stawali się gadatliwi.
Sayvin podniósł się i rozejrzał, w nadziei, że nikt nie zauważył jego upadku. Tu i tam po wiosce w dole kręcili się ludzie zajęci swoimi sprawami, nie zwracali nie niego uwagi. Uspokojony chłopak złapał ponownie za sznury i wznowił mozolną wędrówkę do karczmy.

* * *

Say! No jesteś, jesteś! Ile można na ciebie czekać, chłopcze?
Sayvin spojrzał z rozżaleniem na niziutką kobietę, której piersi wyglądały, jakby mogły wykarmić całe stadko dzieci. I prawdopodobnie kiedyś to robiły.
No nie patrz tak na mnie, wiem, że pogoda nie sprzyja. Poczekaj chwilę, kochany. - Machnęła ręką w stronę wolnego krzesła i podeszła do stołu, przy którym siedziało czterech rosłych mężczyzn. Wdała się z nimi w rozmowę, a Sayvin opadł na krzesło i rozejrzał się.
Nie było wielu ludzi, głównie mężczyźni, ale co chwila wchodził ktoś nowy. Wioska była niewielka, wszyscy się znali i chociaż Say nie był zbyt mile widziany i zdawał sobie z tego sprawę, zwykle był ignorowany, a w karczmie panowała rodzinna atmosfera. Dzisiaj jednak coś było nie tak. Ludzie powoli zaczynali się schodzić, przychodzili parami albo pojedynczo, dołączali do już utworzonych grupek. Nie rozmawiali, tylko łypali z niesmakiem w odległy kąt sali. Sayvin nie widział, co się tam dzieje i nie odczuwał takiej potrzeby. Wykonał swoją robotę, może Fulla da mu coś ciepłego do jedzenia i pozwoli posiedzieć trochę w kuchni.
Do karczmy weszła grupka pięciu mężczyzn, jeden masywniejszy od drugiego, każdy z bronią za pasem. Sayvin zmarszczył brwi, o cokolwiek chodziło, nie chciał przy tym być. Postanowił, że innym razem ureguluje rachunek z karczmarką, lepiej wracać do domu. Jeden z wchodzących mężczyzn skinął mu głową. Sayvin odwzajemnił gest. Hoder szanował ojca Sayvina i był jedną z niewielu osób, które zauważały jego obecność, kiedy witał do wioski. Albo przynajmniej okazywał, że go zauważył.
Wybacz, kochany. Karczmarka zbliżyła się do Sayvina. Mówiła znacznie ciszej niż zwykle. - Ale widzisz, co tu się dzieje.
Nie, szczerze mówiąc, to nie - odparł Sayvin
To zrób użytek z tych swoich długich nóg. Pociągnęła go za ramię i postawiła na nogi. Tam, widzisz?
W kącie siedział obcy. Wszystkie stoliki wokół niego były puste, chociaż ludzi było już tak wiele, że nie było wystarczająco miejsc siedzących, a ciągle dochodzili nowi. Widocznie wieść o przybyszu się rozeszła i wszyscy postanowili wyglądać najliczniej i najgroźniej jak tylko potrafią. Nie było to łatwe biorąc pod uwagę fakt, że wioskę zamieszkiwało mniej niż sto osób, nie licząc kilku domów tuż poza jej granicami.
Słuchaj. Sayvin odwrócił się tyłem do izby, żeby nikt go przypadkiem nie usłyszał i ściszył głos. Ja wiem, że nie lubimy obcych, ale przecież czasem tu przychodzą, tak? A ty nie żyjesz na samych mieszkańcach. Kupcy, magowie, poszukiwacze nie wiadomo czego czasami tu bywają.
Tak, ale to tutaj to coś nowego.
Say zmarszczył brwi.
To? Przecież to człowiek. Człowiek jak każdy inny, chociaż obcokrajowiec. To nie jakiś demon. A potem się dziwimy, czemu uważa się nas za dzikusów.
Kobieta machnęła na niego ręką ze zrezygnowaniem.
A idź ty. Dokładnie taki sam jak ojciec, zupełnie inny od reszty. I nie patrz na mnie tymi wielkimi, smutnymi oczami, inny nie znaczy gorszy, nie ważne, co te włochate niedźwiedzie o tobie myślą. A teraz chodź, zostaw to drewno, Sommer się nim zajmie.
Ruszyła w stronę kuchni, a chłopak posłusznie podreptał za nią. Zauważył, że kilku mężczyzn z grupki, z którą stał Hoder przygląda się mu. Kiedy napotkał ich spojrzenia odwrócili wzrok i zaczęli cicho rozmawiać. Ich niskie głosy brzęczały w pomieszczeniu, ale Say nie dosłyszał, o czym mówią.
Wszedł za Fullą do przyjemnie ciepłej kuchni. W powietrzu unosiły się najcudowniejsze zapachy i Sayvin postanowił przemyśleć, czy może faktycznie nie zostać na kolacje. Mógłby nawet zostać na noc, Fulla zawsze była dla niego jak rodzina. Karczmarka zaczęła krzątać się po kuchni i wydawać polecenia kuchcikom, a chłopak stał spokojnie i sycił się zapachami.
To za drewno. Sypnęła mu na rękę kilka monet. Znacznie więcej, niż powinien dostać za porąbanie i przyciągnięcie takiej ilości. A to od ojca. - Podała mu niewielkie drewniane pudełko zawinięte w skórę.
Sayvin spojrzał na nie z zaskoczeniem. Ojciec miał zwyczaj znikać na krótkie okresy czasu odkąd chłopak skończył sześć lat. Z czasem te okresy się wydłużały. Ostatni raz Say widział go pięć lat temu. Od trzech nie dostał żadnego listu. Nie martwiło go to specjalnie. Matka odeszła bardzo szybko, stanowczo oznajmiając, że nigdy nie chciała mieć dzieci i macierzyństwo nie jest dla niej, tak samo jak cała ta kupa lodu. Ledwo ją pamiętał. Ojciec został, bo się do tego poczuwał, ale Say wiedział, że ciągnie go w świat i że pewnego dnia po prostu odejdzie i nie wróci. Świadomość, że nie musi na niego czekać przynosiła pewne ukojenie. W końcu trzeba stawić czoło żalom, żeby je przeboleć.
Jak...?
Przyszło z kupcem dzisiaj rano.
Mówił, że to od ojca?
Nie, ale od kogo innego?
Sayvin skinął głową, odbierając od kobiety pakunek. Czego miał się spodziewać? Przeprosin i jakiegoś bzdurnego prezentu? Czy jak zwykle wesołego listu opowiadającego o tym, jaka to pustynia jest gorąca, czy góry piękne, tam gdzie teraz jest i jakiegoś magicznego badziewia na przechowanie?
Z odrętwienia wydarł go zdenerwowany głos Fulli.
Tu nie wolno wchodzić!
Sayvin obrócił się i zobaczył mężczyznę wchodzącego do kuchni. Svasud? Tak, chyba tak, Say czasem go widywał.
Ja po chłopaka.

* * *

I tak oto został oddelegowany do zadania, którego nikt inny nie chciał się podjąć.
Starał się przybrać groźną minę, kiedy podchodził do obcokrajowca, ale wszystkie wpatrzone w niego oczy mu w tym nie pomagały. Był dużym chłopcem, mógł spokojnie zrobić na kimś wrażenie samym swoim wyglądem, ale czuł się idiotycznie udając kogoś, kim nie jest.
Obcy podniósł wzrok z czegokolwiek, co trzymał w ręku i wsunął to szybko do sakiewki. Przez ułamek sekundy Say miał wrażenie, że jego żółte oczy lustrują go, obdzierają z ubrań i ciała, zaglądają prosto do duszy i badają umysł. Szybko jednak na twarzy tamtego zabłysnął nieskazitelny uśmiech, machnął długimi czarnymi włosami jak dziewka i zapraszającym gestem odsunął od stołu krzesło obok siebie.
Już myślałem, że przyjdzie mi spędzić ten wieczór samotnie. Jak dobrze mieć chociaż cień nadziei na towarzystwo.
Sayvin skrzywił się. Przemanieryzowana mowa i nadmierna otwartość, pewnie fałszywa. Przybysz miał wszystko, czego Doirtanie nienawidzili u obcych.
Ale wybacz moje maniery. Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Nataku.
Sayvin skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na chłopaka z góry. Yuan, nie było wątpliwości. Reszta zgromadzonych w pomieszczeniu nie miała o tym pojęcia, ale gość rzeczywiście był niezwykły. Krajem Yuan rządził cesarz, a jego cesarstwo działało jak mrowisko. Każdy miał swoje ustalone miejsce i zadania, które ważniejsze były niż życie. Granice były silnie patrolowane, nikt nie wchodził i wychodził bez zgody urzędników. Ten cały Nataku albo był uciekinierem, albo działał na rzecz cesarza. Jedno i drugie nie świadczyło o nim dobrze.
Nie wiem, co robi tutaj Yuan, ale nie masz czego szukać w tej wiosce. Nie zaoferujemy ci noclegu. Jeśli wyruszysz teraz zdążysz dojść przed zmrokiem do najbliższego większego miasta. Jeśli komuś zapłacisz, może cię przewieźć. Mogę się z kimś dogadać. Nie miał co prawda pewności, czy ktoś spełni jego prośbę, ale miał nadzieję, że chęć pozbycia się obcego z wioski będzie silniejsza, niż niechęć do niego.
Jeśli chodzi o złoto, nie musisz się martwić, mam je. W ręku przybysza pojawiła się srebrna moneta. Zaczął nią sprawnie obracać w palcach.
Nie chodzi o złoto. Szybko uciął Sayvin. Nataku podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Jesteś magiem, prawda? W takim razie jakichkolwiek problemów bym nie spowodował, poradziłbyś sobie z nimi.
Nie jestem magiem. Warknął Say. Odrobinę za szybko.
Tamten wzruszył ramionami.
Rozbudzony czy nie, mag to mag. Nie chciałbym być tym, który cię przebudzi. - Nachylił się do rozmówcy, jakby prowadzili konspiracyjną rozmowę. Potrzebuję noclegu na jedną noc. Tylko jedną.
Nie ma takiej... Wymiana zdań mogłaby potrwać jeszcze chwilę i prawdopodobnie by trwała, gdyby nie to, że nagle rozległ się głośny huk i trzask. Say nie zdążył zorientować się, co się dzieje, kiedy Nataku zanurkował pod stół, złapał go za kołnierz i pociągnął za sobą.
Say wychylił się spod stołu, na który spadały deski i kamienie i kompletnie ogłupiały spojrzał w niebo. Coś oderwało sufit.

* * *

Kiepski moment na przerwanie, ale nie chcę nikogo przestraszyć ścianą tekstu. Konstruktywna krytyka mile widziana, jeszcze milej widziane słowa wsparcia. Jeśli piszesz opowiadanie podrzuć linka, chętnie zajrzę.

6 komentarzy:

  1. Myślę, że to kwestia czasu, kiedy Twoje opowiadanie zyska wielu czytelników. Mi się spodobało, nawet bardzo. Podoba mi się Twój styl, lekki, sprawia, że chce się więcej. Fabuła jest, tak mi się wydaje, przemyślana i zaciekawiła mnie. Wybrałaś taki moment na zakończenie rozdziału, że bardzo niecierpliwie będę oczekiwać nowego postu :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od swoich ulubionych autorów nauczyłam się - krótko, rzeczowo, jak najmniejszą ilością słów przekaż to, co masz na myśli. Nad fabułą, przyznam szczerze, myślałam kilka dobrych lat. Mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom. Dziękuję za słowa wsparcia.

      Usuń
  2. Weszłam, i pierwsze co zatrzymało mnie tutaj to szablon. Kocham smoki, czy to w książkach, grach, filmach, na obrazkach. Nie jestem pewna, czy w Twojej opowieści pojawią się te piękne stworzenia, ale mam taką cichą nadzieję. :)
    Tak jak mojej poprzedniczce, mi również podoba się Twój styl pisania. Prostota jest najlepsza, niżeli czytanie długich, zawiłych opisów jednej rzeczy. Nie mówię, że to złe, bo i niekiedy dobrze takie coś się czyta. Jednak wracając do opowiadania - jestem bardzo ciekawa kim jest Nataku. Już w prologu zaintrygował mnie swoim sprytem. I ten sztylet, który zdobył i na którym zależało piratowi. Zadaję sobie pytanie, czy będzie to jakiś artefakt z jakąś mocą a może klucz? Cóż, wiele pytań pojawiło mi się w głowie po tych dwóch notkach, ale mam nadzieję, że uzyskam na nie odpowiedzi, czytając kolejne rozdziały. Życzę powodzenia, wytrwałości i weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się. Co prawda poznajemy sporo narodowości, które troszkę mi się mieszają, ale mimo to kawał dobrego tekstu. Jako wzrokowiec, ubolewam nad brakiem mapy, lubię mapy w fantastyce. Szczególnie, jeśli akcja toczy się w równoległym świecie.
    Właściwie, niewiele wiem. Niby dzieje się akcja, ale nie znam za dobrze postaci. Wiem, że nie jest specjalnie lubiany. Ponoć jest magiem. I tyle. Czy będzie to główny bohater? I... właściwie co się stało?
    Sporo pytań. W wolnej chwili przeczytam kolejny post, pozdrawiam.
    [wilcze-dzieje]
    [czerwona-krolowa]

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma się co przejmować szablonem. Jestem od paru lat na bloggerze i jeszcze nigdy nie miałem dobrego szablonu X) Dopiero teraz poprosiłem przyjaciela, żeby wykonał jakiś dla mnie, co może mu trochę zająć.
    Trudno natrafić na dobry blog z postapokalipsą. Do tej pory jakoś mi się to nie udało. Raz już myślałem, że trafiłem w dziesiątkę, ale po kilku początkowych, świetnych rozdziałach, nagle autorki dopadł spadek formy. A szkoda. Jakbyś chciała, to mógłbym podrzucić Ci link do mojego opowiadania na Google Disc. Co prawda, nie jest dobre, co najwyżej przeciętne, jak zresztą wszystkie moje opowiadania, ale "pochwalić się" można ; )
    Bohaterowie mają zadatki na tych ciekawszych. Nakat i Sayvin, obaj wyróżniają się wśród swoich. Jest to trochę sztampowe, bowiem w większości opowiadań/powieści Główny Bohater jest jakiś "specjalny", ale że wpisało się to już w kanon, nie mogę traktować tego jako błąd ; )
    Styl masz dosyć oszczędny (osobiście lubuję się w rozległych opisach, ale George R. R. Martin stokrotnie mnie pod tym względem przebija X)), ale podoba mi się.
    Szkoda, że nie masz nigdzie opcji, żeby obserwować bloga. Przydałoby się coś takiego, bo musiałem ręcznie wprowadzić link do listy obserwowanych. Jestem po prostu leniwy :P
    Pozdrawiam
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm, nie wiem teraz, kogo bronić, bo Nataku może i pojawia się pierwszy, ale nie znaczy to, że jest głównym bohaterem.
    Jeśli chodzi o te specjalność, to polemizowałabym. Z jednej strony, normalnemu człowiekowi nie zdarzają się rzeczy na tyle ciekawe, by pisać o tym ,,klasyczne'' fantasy. Chociaż taka historia opowiedziana np. z punktu widzenia piekarza w świecie fantasy mogłaby być naprawdę zabawna.
    Zarówno Sayvin i Nataku mają powody, żeby wyróżniać się spośród swoich i nie, nie jest to żadne proroctwo/wybraństwo czy inne tatałajstwo. Zwróć też uwagę, że na takiego Nataku patrzymy oczami Sayvina, który kieruje się jedynie zasłyszanymi stereotypami. Równie dobrze można się dziwić, że jakiś Włoch nie jest kłótliwy, ale trzeba mu to wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń